Jest to wzrost dość rachityczny, bo tylko o 1,7 proc. w kwietniu wobec marca, przy spadku rok do roku o 7,1 proc. Ale jak informuje Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów ACEA, niekorzystny trend został powstrzymany. W styczniu spadek wyniósł jeszcze 9 proc., a potem w lutym i marcu po 10 proc.
Rośnie liczba chętnych do kupowania nowych aut przede wszystkim w Niemczech i W. Brytanii, czyli dwóch największych europejskich rynkach (odpowiednio o 3,8 i aż o 14,8 proc.). Więcej aut niż przed rokiem sprzedano w kwietniu także w Polsce, chociaż tylko o 1 proc. (24,17 tys.). Są jednak kraje jak Holandia, gdzie sprzedaż maleje, tak jakby kryzys nagle uderzył z podwójną siłą – minus 26 proc. wobec kwietnia 2012 r. i minus 29,6, licząc pierwsze cztery miesiące tego roku. Nie wspominając już o pogrążonym w kryzysie Cyprze, gdzie w ciągu pierwszych czterech miesięcy sprzedaż zmalała prawie o połowę w porównaniu z ub. rokiem.
Co ważne dla koncernów produkujących w Polsce, wyraźnie wyhamował spadek sprzedaży fiatów (tylko minus 4,4 proc. w skali roku), a zbyt opli nawet wzrósł o 1,9 proc. Przy tym Fiat pozostaje przy swoich planach produkcji w Tychach poniżej 300 tys. aut, ale fabryka przepracowała ostatnie dwie soboty.
Nie zmieniło się jedno: najlepiej idzie sprzedaż aut luksusowych. Chociaż nie wszystkich, bo BMW odnotował spadek o 3,3 proc., ale z kolei Daimler poszczycił się wzrostem o 11 proc. Rośnie także sprzedaż „japończyków" (z wyjątkiem Suzuki) – Mazdy, Nissana, Hondy i jak zwykle Hyundaia i Kia.
Według dyrektora generalnego Renault Carlosa Tavaresa europejski rynek „znalazł już swoje dno", a tegoroczna sprzedaż spadnie nie o 8 proc., jak prognozowano jeszcze podczas marcowego salonu w Genewie, ale o ok. 5 proc. Popyt ma sukcesywnie rosnąć od końca półrocza do końca roku.