Polacy coraz częściej kupują auta kosztujące milion złotych. Właśnie otwarty salon Astona Martina zebrał już 21 zamówień na te ekskluzywne maszyny. – Duża część klientów wybrała najnowszego Rapide – mówi szef przedstawicielstwa Marcin Dąbrowski. Model kosztuje blisko milion złotych. Ferrari jeszcze nie otworzyło salonu (to się stanie w maju), ma tylko serwis przy Omulewskiej w Warszawie, a mimo to znalazło kilkunastu chętnych na bolidy, z których każdy kosztuje co najmniej 200 tys. euro. – U mnie można kupić nawet wyścigówkę Formuły 1, za którą trzeba zapłacić ponad 1 mln euro – zapewnia dyrektor zarządzający Ferrari Warszawa Dante Cinque.

W Polsce od dwóch lat sprzedawane są Bentley’e i co rok znajduje się ok. trzydziestu chętnych na te samochody. Importera ma także Porsche. Dyrektor zarządzający KPI Sports Cars (wyłączny przedstawiciel marki na Polskę) Maciej Janiszewski nie martwi się rosnącą konkurencją. – Nasi klienci mają po kilka samochodów w garażu – wyjaśnia.

Popyt na najdroższe maszyny potwierdza także importer Mercedesa. – Miesięcznie sprzedajemy jeden samochód w cenie zbliżonej do miliona złotych. To Klasa S lub CL w wersji AMG – informuje rzecznik marki Piotr Wójcik. Z kolei prezes BMW Polska Andreas Biehler przyznaje, że w podobnej cenie są BMW Serii 7 z 12-cylindrowym silnikiem i klient na taki model trafia się raz na kwartał. Mimo to BMW nie zdecydowało się na otwarcie salonu Rolls-Royce’a w Polsce. – Polacy jeszcze nie są na tyle bogaci, aby kupować nasze auta w liczbach, które usprawiedliwiają inwestycje kilku milionów euro. Polskich klientów będziemy obsługiwać z innych krajów – przyznaje szef sprzedaży BMW Group Ian Robertson.