Początek marca okazał się dla Toyoty całkiem niezły. Po gigantycznej wpadce z zacinającym się pedałem gazu, która zmusiła największego producenta samochodów na świecie do wezwania do serwisów 8,5 mln aut, w tym blisko 6 mln w USA, sprzedaż na rynku amerykańskim zaczęła w marcu rosnąć. I to gwałtownie. Nie wliczając Lexusa, w pierwszych ośmiu dniach miesiąca Toyota zwiększyła sprzedaż o 50,5 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. A według amerykańskiego portalu motoryzacyjnego Edmunds.com w całym marcu koncern może odnotować wzrost sprzedaży liczony rok do roku nawet o 30 proc. Byłby to rezultat kampanii wspomagającej sprzedaż, którą japoński koncern rozpoczął w Ameryce z początkiem miesiąca. Toyota zaoferowała klientom bezodsetkowe pięcioletnie kredyty, a także korzystne warunki leasingu. – Amerykanie uwielbiają takie okazje. Osoby planujące zakup samochodu, które wciąż są w trudnej sytuacji materialnej, widzą, że to najlepszy czas na kupowanie – powiedział agencji Bloomberg szef Edmunds.com Jeremi Anwyl.
Wszystko może jednak zepsuć kolejny wypadek. Na początku tygodnia cała Ameryka oglądała w telewizji, jak pędzącego kalifornijską autostradą pod San Diego priusa udaje się zatrzymać dopiero przez zablokowanie go radiowozem. – Naciskanie hamulca nie pomagało. Nie mogłem nic zrobić – relacjonował później reporterom telewizji NBC pechowy właściciel auta, 61-letni James Sikes. Pedał zaciął się przy prędkości ok. 150 km na godzinę. Samochód zwolnił dopiero wtedy, gdy Sikes zaciągnął hamulec ręczny.
Toyota ma ogromny problem, bo prowadzone od wielu tygodni badania wciąż nie dały jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego toyoty przyspieszają w niekontrolowany sposób. W USA do serwisów wezwano początkowo osiem modeli: RAV4, Corollę, Matriksa, Avalona, Camry, Highlandera, Tundrę oraz Sequoię. Priusa objęto taką akcją w lutym – w blisko 400 tys. aut ma być wymienione oprogramowanie systemu hamulcowego. Akcja objęła także modele przeznaczone na rynek europejski. W samej Polsce do serwisów wezwano ponad 74 tys. aut. I choć do niedawna wydawało się, że kłopoty koncernu zakończy przymocowanie przesuwających się dywaników i zamontowanie wkładki przy pedale gazu zmniejszającej tarcie, to ostatni przypadek w USA pokazuje, że to za mało.
Toyota musi także przygotować się na coraz większe koszty. Według cytowanego przez Bloomberga Kohei Takahashi, analityka JPMorgan, same wydatki na bonusy wspomagające sprzedaż mogą obciążyć koncern kwotą nawet 1,1 mld dolarów. Analitycy spodziewają się też, że pozostałe koszty związane z akcją wzywania auta do serwisów sięgną 3,4 mld dol. w okresie do maja 2011 roku. Kolejny 1,1 mld dol. mogą pochłonąć procesy sądowe. Szacuje się, że w wypadkach spowodowanych felernym pedałem gazu mogło zginąć ponad 50 osób.
Tymczasem, jak podał w ubiegłym tygodniu Instytut Gallupa, 74 proc. posiadaczy toyot nie straciło zaufania do marki, a 82 proc. uważa, że w samochodach Toyoty są bezpieczni. Badanie przeprowadzono jednak w ostatnich dniach lutego, a więc jeszcze przed dramatycznymi wydarzeniami na autostradzie pod San Diego.