To nie jest normalna sytuacja, mówią wprost eksperci. – Wątpliwości budzi nie fakt, że szef MSZ zgłasza zastrzeżenia, bo ma do tego prawo, tak samo jak do odmiennej opinii niż minister gospodarki, ale kiedy to robi – mówi „Rz” Janusz Steinhoff, wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę w rządzie Jerzego Buzka.
Radosław Sikorski wysłał ponad dwa tygodnie temu do wicepremiera i ministra gospodarki Pawlaka, który odpowiadał za negocjacje z Rosjanami, list z zastrzeżeniami co do zgodności umowy gazowej z prawem UE. Stało się to po tym, gdy resort gospodarki odpowiedział na podobne wątpliwości zgłoszone przez Brukselę oraz po zatwierdzeniu dokumentów przez rząd, w tym i MSZ.
– Nie rozumiemy, czemu minister spraw zagranicznych zgłosił te uwagi, skoro nie tylko jako członek rządu zaakceptował treść porozumień, ale i znał nasze wyjaśnienia przygotowane dla Komisji Europejskiej – mówi „Rz” wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska. – Odpowiedź dla Brukseli była omawiana przez Komitet Europejski Rady Ministrów, którym kieruje właśnie MSZ.
Janusz Steinhoff zauważa, że minister Sikorski miał czas na zgłaszanie wątpliwości przy zatwierdzaniu umowy przez rząd. – Jest czas dyskusji i czas decyzji, a te już zapadły – dodaje. – Ta sytuacja nie buduje dobrego wizerunku polskiej administracji na arenie międzynarodowej. Współczuję wicepremierowi Pawlakowi, jeśli będzie musiał zasiąść do kolejnych negocjacji, bo jego partnerzy będą już wiedzieć, że w rządzie pojawi się odmienne zdanie.
Jeden z ekspertów rynku gazowego zauważa, że list ministra Sikorskiego był działaniem nieracjonalnym. – Chyba że to element gry politycznej i MSZ chciało pokazać w ten sposób symbolicznie, że podziela troskę Brukseli co do zgodności umowy gazowej z prawem UE – mówi nasz rozmówca.