Najmniejszy ze znanych japońskich producentów pojazdów ponosi nadal konsekwencje ujawnionego w 2017 r. skandalu z fałszowaniem wyników kontroli jakości, który doprowadził do dymisji prezesa, objęcia akcją przywoławczą 400 tys. samochodów i następnych 400 tys. z powodu wady koncepcyjnej sprężyn zaworów w silnikach.
Obecnie firma poinformowała, że nowa akcja dotyczy 100 tys. samochodów sprzedanych w Japonii po stwierdzeniu, że końcowych kontroli osiągów poszczególnych komponentów, zwłaszcza hamulców, nie przeprowadzono właściwie. — To niewybaczalne, że kwestie związane z kontrolami nadal istnieją — oświadczył prezes Tomomi Nakamura i dodał kilkakrotnie, że ta akcja przywoławcza będzie ostatnią związaną z niewłaściwymi kontrolami.
Firma spodziewa się w związku z tym dodatkowych kosztów 6,5 mld jenów (50,4 mln euro), które w połączeniu z innymi problemami dotyczącymi jakości produkcji zmniejszą roczny zysk operacyjny do 220 mld jenów z przewidywanych 300 mld.
Subaru podało też o niespodziewanej stracie operacyjnej 25 mld jenów w II kwartale (do 30 września) wobec zysku 92,8 mld rok wcześniej, pierwszej od 2009 r. Strata powstała z powodu kosztów związanych z ponowną kontrolą jakości samochodów, także ze spadkiem sprzedaży o 6 proc. na skutek małego popytu w Stanach, największym rynku zagranicznym tej firmy.
Akcje przywoławcze w motoryzacji są na porządku dziennym, a firmy robią odpisy na ich sfinansowanie. Subaru będzie jednak potrzebować więcej pieniędzy na usunięcie usterek w nietypowych, poziomo instalowanych silnikach typu boxer, wymagających więcej czasu do napraw.