Zapasy węgla w wielu elektrowniach są niższe niż rok temu. Spółki węglowe tłumaczą się spadkiem wydobycia. Zapewniają, że wywiążą się z umów i nie sprzedają węgla za granicę, zamiast do naszych elektrowni. W najtrudniejszej sytuacji jest Elektrownia Kozienice, która dostarcza 10 proc. potrzebnej w kraju energii elektrycznej. Ma zapasy węgla wystarczające na kilkanaście dni, choć w tym okresie powinny one zapewniać produkcję na minimum miesiąc, a zwykle zakłady miały nawet dwumiesięczne zapasy. Nawet prywatni producenci, którzy kupują węgiel z kilku firm i bazują na kontraktach wieloletnich, mają mniejsze zapasy.
– Na placu w Połańcu jest o połowę mniej węgla niż rok temu – przyznaje Grzegorz Górski, szef Electrabelu Polska, właściciela Elektrowni Połaniec. Przedstawiciele Vattenfalla, do którego należą Elektrociepłownie Warszawskie, również mają w zapasie węgla mniej niż zwykle – wystarczy go na miesiąc, czyli zgodnie z wymogami prawnymi. Kopalnie zalegają firmie z dostawami ok. 300 tys. ton węgla, podczas gdy zakład wykorzystuje około 3 mln ton tego surowca rocznie. Jak powiedział „Rz” Marcin Zięba z Vattenfall Heat Poland, w czasie niedawnego spotkania z firmami dostarczającymi węgiel zapewniali oni, że uzupełnią sprzedaż do końca pierwszego kwartału 2008 r.
Energetycy uspokajają, że spadek zapasów nie zagraża produkcji w najbliższych tygodniach. Niektórzy przyznają, że są problemy z umowami z kopalniami na przyszły rok. Kwestia sporna to ceny. Nie jest tajemnicą, że kopalnie dążą do podwyżki, od drugiego kwartału 2008 – o 15 proc.Z naszych informacji wynika, że szefowie Kompanii Węglowej przedstawili nawet długofalowy plan dochodzenia do cen światowych, z którego wynika, że w kolejnych latach ceny będą rosły o 3 proc. powyżej inflacji. Dla elektrowni to oznacza wzrost kosztów produkcji. Już teraz zapowiedź podwyżki od drugiego kwartału może spowodować, że cena energii w elektrowniach wzrośnie o 8 proc., by zrównoważyć wyższe koszty dostaw węgla. Następny krok w takiej sytuacji to podwyżka dla odbiorców energii.
Nieoficjalnie energetycy mówią, że dla kopalń obecna sytuacja jest korzystna, bo będą mogły sprzedać więcej droższego węgla w przyszłym roku.
Energetycy skarżą się, że kopalnie wykorzystują formułę elastyczności w kontraktach, dzięki której dostawy mogą być niższe o 15 – 20 proc. i o tyle mniej sprzedają węgla. – W umowach mamy zapisane minimalne dostawy surowca. Jest jednak zapis, że elektrownie mogą potrzebować ok. 15 proc. węgla więcej. Tyle że wtedy my możemy, a nie musimy im go dostarczać – przyznaje Zbigniew Madej, rzecznik Kompani Węglowej, która produkuje ponad 50 proc. węgla energetycznego w Polsce. Zapewnia jednak, że KW nie opóźnia dostaw do elektrowni. Jednak Kompania nie ma aż takich problemów z dostawami jak Katowicki Holding Węglowy, który zaopatruje blisko 20 proc. krajowego rynku. Firma powód podaje jeden – zmniejszenie wydobycia. Tyle że dla elektrowni w Kozienicach, dla której KHW jest jedynym dostawcą, sprawa okazała się paląca. Musiała ona szukać surowca w innych źródłach – KW i Bogdance. – Sprzedaliśmy Kozienicom 200 tysięcy ton węgla, podobnie jak elektrociepłowniom warszawskim Vattenfalla – potwierdza Madej. O terminowości dostaw mówi Mirosław Taras, rzecznik Lubelskiego Węgla Bogdanka (zaopatruje ok. 8 proc. rynku). – Na początku listopada wstrzymaliśmy na tydzień dostawy, bo mieliśmy problem z jedną ze ścian, ale teraz wszystko jest w porządku, żadnych opóźnień nie będzie – zapewnia.