Na zwalczanie chorób zwierzęcych i ich monitoring Polska przeznacza co roku kilkaset milionów złotych. W tegorocznych budżetach wojewodowie mieli zapisane na ten cel 60 mln zł, w rezerwie celowej Ministerstwa Rolnictwa znalazło się 229 mln zł, własne programy realizowała także inspekcja weterynaryjna. – Nawet jeśli są pieniądze w budżecie, to często nie ma ludzi do wykonania programów – narzeka główna lekarz weterynarii Ewa Lech.
Jeden z najważniejszych programów – zwalczania salmonellozy w stadach zarodowych ruszył z opóźnieniem i nie uda się wydać zaplanowanej na ten rok kwoty 112 mln zł. W przyszłym roku musi zostać poszerzony o kontrolę jaj. – Bez opanowania salmonellozy możemy mieć w przyszłym roku kłopot z eksportem jaj do Unii – zaznacza zastępca głównego lekarza weterynarii Krzysztof Jażdżewski.
O tym, jak słono trzeba płacić za zaniedbania w leczeniu chorób, przekonują się hodowcy świń. Zachód Europy wycofał się z importu naszych prosiąt z powodu choroby Aujeszkyego. Wielokrotnie przekładano program jej zwalczania. Ostatecznie ma ruszyć w przyszłym roku, pochłonie ok. 200 mln zł.
Będą także szczepienia 6 mln sztuk bydła i 330 tys. owiec przeciwko zarazie niebieskiego języka. Ta choroba, podobnie jak białaczka u zwierząt, nie jest groźna dla człowieka, jednak może spowodować duże straty w hodowli. Od bydła można natomiast zarazić się brucelozą i gruźlicą – zwalczanymi regularnie przez inspekcję weterynaryjną. W przypadku ptasiej grypy i BSE najważniejszy jest monitoring.
Część wydatków polskiej weterynarii pokrywa Komisja Europejska, choć są to zazwyczaj niewielkie kwoty. W przyszłym roku Bruksela dofinansuje sumą 187 mln euro ok. 200 programów międzynarodowych. Najwięcej, bo 62,5 mln euro, pójdzie na monitoring BSE, a na badania laboratoryjne i monitoring ptasiej grypy – tylko 4,3 mln euro.