Bumar naciska rząd, bo chciałby mieć kontrolę nad skomercjalizowaną już wojskową firmą, która kolejny rok korzysta z pieniędzy obronnego holdingu. – Finansujemy bieżącą produkcję. Bez naszych pieniędzy i linii kredytowych siemianowickie WZM nie byłyby w stanie zrobić ani jednego transportera – mówi wiceprezes Bumaru Tomasz Szadkowski. Bumar wyliczył, że roczne zaangażowanie finansowe grupy w budowę rosomaków sięga 235 mln zł.
– Mimo to nie mamy wpływu na biznesowe decyzje w Siemianowicach, nie mówiąc o obsadzie stanowisk menedżerskich związanych z kontraktem na bojowe pojazdy – narzeka wiceszef Bumaru.
Koncern proponował ostatnio, że sprawdzi sytuację finansową w WZM, ale nie dostał zgody MON na przeprowadzenie audytu. Kontrolerzy Bumaru chcieli zbadać m.in., co było przyczyną załamania się produkcji w zeszłym roku i tegorocznych opóźnień w dostawach gotowych transporterów do armii. Już wiadomo, że w 2007 r. armia nie dostanie na czas kilkudziesięciu zamówionych wozów. Tomasz Dembski, prezes koncernu, zarzuca, że MON boi się utraty wpływów w Siemianowicach i dlatego opóźnia przejęcie udziałów WZM przez Bumar. Podkreśla, że taką konsolidację przewiduje rządowa strategia przekształceń w zbrojeniówce przyjęta jeszcze w sierpniu. Bumar, choć niechętnie, przyznaje jednak, że to przede wszystkim on zyskałby na przejęciu. Wejście do WZM oznaczałoby, że koncern wreszcie mógłby się pochwalić nowoczesnym produktem – transporterem najnowszej generacji, który sprawdził się na wojnie (w Afganistanie) i coraz lepiej sprzedaje się w świecie. Na razie sukcesy eksportowe ma konstruktor i producent pojazdów, czyli fińska Patria. Bumar chciałby stworzyć z nią przemysłowe joint venture, które produkowałoby transportery na eksport. – Dla fińskich partnerów będziemy atrakcyjni. Mamy nadmiar mocy produkcyjnych w potężnych zakładach pancernych i wciąż niższe koszty pracy – argumentuje prezes Dembski.