- Negocjacje łatwe nie były, ale upór się opłacił – podsumował Dominik Kolorz, szef górniczej “S”. Przez cały dzień rozmów prowadzonych w ramach Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego w Katowicach (zwołanej przez wojewodę śląskiego Zygmunta Łukaszczyka) propozycji wzrostu płac ze strony Kompanii Węglowej było kilka. Po pierwotnych 11 proc., przy których KW upierała się do końca 2007 r., przyszedł czas na 12,7 proc., potem 13,5 proc., a wreszcie na spełnienie żądań górników, którzy domagali się 14 proc. na ten rok (zminimalizowali za to roszczenia za 2007 r.).
W efekcie pracujący najciężej (na przodku i w ścianach) dostaną o 440 zł netto więcej. Pozostali pracownicy dołowi – o 300 zł więcej, a administracja – o ok. 160 zł.
W ten sposób udało się zapobiec zaplanowanemu na 7 stycznia strajkowi generalnemu w 16 kopalniach Kompanii Węglowej. Przyniósłby on ok. 300 mln zł strat w przychodach i poważnie zagroził istnieniu spółki.Wczoraj rano wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak mówił w radiu TOK FM, że wierzy w porozumienie w Kompanii, podobnie jak w strajkującej od 17 grudnia kopalni Budryk. Załoga tej ostatniej sprzeciwia się włączeniu do Jastrzębskiej Spółki Węglowej bez wyrównania płac do jej poziomu. Zerwanych 29 grudnia rozmów nie wznowiono. Sześciu górników zjechało 700 metrów pod ziemię i rozpoczęło okupację.
– Protestujący zniszczyli monitoring, więc nie wiemy, kto ich wpuścił – przyznaje Piotr Bojarski, prezes Budryka. Rano na dół zjechali inspektorzy Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach, którzy mieli sprawdzić m.in., czy warunki panujące na dole zagrażają zdrowiu protestujących. – Możemy stwierdzić, że nie występują tam żadne zagrożenia, ale kontrole będą na bieżąco – mówi Edyta Tomaszewska, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego.
– Osoby na dole mają ciepłe koce i jedzenie. Wieczorem wysyłamy na dół lekarza, by sprawdzić ich stan zdrowia, jeśli się zgodzą – deklarował prezes Bojarski.