Spółce Ultimo UOKiK przedstawił aż 11 zarzutów. Stwierdził, że firma naruszyła prawo, informując konsumentów m.in. o nieprawdziwych, znacznie zawyżonych kosztach procesu sądowego oraz kosztach egzekucyjnych. Wrocławska spółka powiększała też sumy zadłużenia o koszty prowadzonych czynności windykacyjnych. Ponadto nie podawała informacji o podstawie prawnej zobowiązania oraz o okresie, za jaki wierzyciel domaga się spłaty.
Na liście zarzutów jest także stosowanie różnorodnych form wywierania presji na dłużników. W wysyłanych listach przedstawiciele Ultimo pisali, że brak spłaty długu "nosi znamiona przestępstwa wyłudzenia"; sugerowali także możliwość zawiadomienia organów ścigania o tymże przestępstwie. Konsumenci byli ostrzegani o interwencji Grupy Windykacji Terenowej, która miała odzyskać dług bezpośrednio w miejscu zamieszkania lub pracy dłużnika.
Formę nacisku stanowiło również informowanie o planowanym zamieszczeniu danych dłużników w Biurze Informacji Kredytowej. Zgodnie z prawem firmy windykacyjne nie są upoważnione do przekazywania takich informacji do BIK.
Krzysztof Matela, prezes Polskiego Związku Windykacji, zauważa, że trudno jest jednoznacznie określić, jakie słowa są już wywieraniem presji na klienta. Jego zdaniem nie powinno się karać za interpretację treści listów. – Firmy windykacyjne mogą oddziaływać na dłużników na wiele sposobów, reakcje klientów na słowa i znaki mogą być zatem różne – komentuje Krzysztof Matela. – Jeśli powiemy dłużnikowi: "wszelkimi sposobami będziemy starali się odzyskać pieniądze, które jesteś winien", jedni się przestraszą tego określenia, a inni się w ogóle nim nie przejmą. Interpretacja może być całkowicie różna.
Jednocześnie Matela uważa, że zasady działania windykatorów muszą zostać uporządkowane. – Nie można wprowadzać w błąd klientów, jeśli chodzi o koszty postępowania. Decyzja UOKiK w tym pomoże – twierdzi Krzysztof Matela.