Czeska agencja CzechInvest, odpowiednik Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, ogłosiła wyniki swojej działalności w roku 2007. Średnia wartość obsługiwanych przez nią projektów to ok. 14 mln euro, podczas gdy w przypadku PAIiIZ było to niemal 33 mln euro.
– Wartość inwestycji nie zawsze w pełni oddaje jej znaczenie. Uważam jednak, że ważniejsze dla nas są projekty, które dadzą zatrudnienie ludziom wykształconym. W tym segmencie konkurencja staje się globalna, co oznacza, że musimy rywalizować nie tylko z Czechami czy Węgrami, ale też Francją czy Indiami – mówi Sebastian Mikosz, starszy menedżer w Deloitte. Szacuje on, że w najbliższych latach wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w naszym kraju będzie utrzymywać się na obecnym poziomie, ale nie wyklucza też, że będzie rosła.
Do sektorów, które PAIiIZ traktuje priorytetowo, należą projekty z branż elektronicznej, motoryzacyjnej, chemicznej, a także centra usług oraz centra badawczo-rozwojowe. Na te segmenty stawia jednak także agencja czeska. W połowie ubiegłego roku u naszych południowych sąsiadów zmienione zostały zasady przyznawania pomocy publicznej. Mogą na nią liczyć tylko firmy, które transferują tam technologie nie starsze niż dwa lata.
– Przewagą Czech jest to, że mają sztywne zasady przyznawania pomocy, dzięki czemu inwestor w ciągu kilku dni się dowiaduje, na jaki grant może liczyć. W Polsce jeden z naszych dużych klientów czekał rok i dwa miesiące, by rozszerzyć swój biznes i stworzyć kilkaset dobrze płatnych miejsc pracy – mówi Marcin Kaszuba, menedżer w Ernst & Young.
Dodaje, że wygrywamy jednak dostępnością kadry i kosztami pracy. Choć coraz bardziej zagraża nam Rumunia, która na razie ma jeszcze zbyt mało wykwalifikowanych pracowników, ale za to koszty produkcji są tam znacznie niższe. Jednak to nadal Polska pozostaje liderem regionu. Ostatnie całościowe dane pochodzące z 2006 r. pokazują, że napłynęły do nas wówczas inwestycje za 15 mln euro, do Rumunii za 9 mln euro, do Czech za 6 mln euro, a na Słowację za2 mln euro.