Pasażerski ruch lotniczy w Polsce rośnie w tempie ok. 30 proc. rocznie. Porty lotnicze nie nadążają z rozbudową infrastruktury, problemem jest również znalezienie środków na niezbędne inwestycje. Mają co prawda do dyspozycji w sumie ponad 700 mln euro z dotacji unijnych do 2012 roku, ale by po nie sięgnąć, muszą znaleźć pieniądze na wkład własny. I tu pojawia się pole do popisu dla prywatnego inwestora. Już tylko gotówka z tytułu nabycia udziałów w wielu przypadkach mogłaby wystarczyć na zrealizowanie najpilniejszych inwestycji. Dotyczy to zwłaszcza tych lotnisk, które obsługują mniej niż 500 tys. pasażerów rocznie, czyli nawet nie zarabiają na siebie, nie mówiąc o inwestowaniu w rozwój. Samorządy, które z reguły są większościowymi udziałowcami polskich lotnisk, mają dużo pilniejszych wydatków niż rozbudowa portu.

Tymczasem kolejny już rząd stara się jak może odstraszyć zagranicznych inwestorów. Przykładem planowane przekazanie ministrowi odpowiedzialnemu za transport możliwości unieważniania decyzji podjętych przez spółki zarządzające polskimi lotniskami. Międzynarodowi doświadczeni gracze w branży lotniskowej niezbyt chętnie będą inwestować setki milionów euro w rozwój spółek, w których działalność rząd będzie mógł się wtrącać.