Problem w tym, że zmiany proponowane przez rolników tylko utrwalą sytuację, w której farmerzy – jako jedyni polscy przedsiębiorcy – wciąż będą mogli gwizdać na podstawowe zasady rządzące współczesną gospodarką.

Jedynym rozsądnym mechanizmem ustalania cen jest gra podaży i popytu. Wystarczy, że rolnicy gwiżdżą na ceny skupu płodów (bo mogą zmusić państwo do zakupów), składki KRUS (płaci je reszta społeczeństwa) i zasady prywatyzacji (firmy rozdzielają między siebie – jak Elewarr).

Uzasadnienie dla takiej polityki być może można było znaleźć w czasach, gdy Polska starała się o żywnościową samowystarczalność. Ale w sytuacji, gdy rolnictwo jest od lat największym beneficjentem polskiego członkostwa w Unii, wytłumaczenia nie ma.