Komisja Europejska uznała przyznaną stoczniom pomoc za nielegalną, ale przyznała Polsce dodatkowe siedem miesięcy. Chodzi o restrukturyzację zakładów, podział majątku i ich sprzedaż w drodze "otwartych, przejrzystych, niedyskryminacyjnych i bezwarunkowych" przetargów. To pozwoli na spłatę długów.
Urzędnicy niższego szczebla chcieli natychmiastowego zwrotu pomocy, czyli upadłość stoczni i wyprzedaży majątku przez syndyka. Pomóc miał przewodniczący KE, Jose Manuel Barroso.
Spółki, które stocznie wykupią nie będą jednak musiały wytwarzać tam statków. Unijna komisarz Nellie Kroes wie, że podjęta decyzja "nie spodoba się pracownikom stoczni". Bruksela rekomenduje zachowanie maksymalnej liczby miejsc pracy. Nie wiadomo jednak, ile osób straci pracę.
Jeśli przyszły nabywca stoczni będzie chciał produkować statki i kupi majątek zakładu - zgodnie z polskim kodeksem pracy - musi też przejąć pracowników.
W przypadku niezrealizowania planu awaryjnego, Komisja Europejska zażąda zwrotu pomocy publicznej przyznanej w ostatnich czterech latach, a stocznie zbankrutują.