Niepewna jest wciąż sytuacja w budownictwie, które zużywa najwięcej hutniczych wyrobów. Dlatego lepiej dostawy stali po ok. 400 euro za tonę planować ostrożnie i mieć pod ręką kryzysowy scenariusz. — Konia z rzędem temu kto przewidzi sytuację na budowach w nowym sezonie. Czy rynku nie sparaliżuje na przykład brak kredytów — zastanawia się Wojciech Rybka prezes Drozapolu Profil — jednego z czołowych dostawców wyrobów hutniczych w Polsce.
Zdaniem firmy badawczej PMR wyhamowanie dostaw na rynku stali dla budownictwa będzie w tym roku wyraźne, tym bardziej, że ostatnie lata były wyjątkowo dobre — z kilkunastoprocentowym wzrostem. To się nie powtórzy bo wyniki w sektorze stalowym ciągnie w dół załamanie na rynku motoryzacyjnym.
Przeciwko nadużywaniu kryzysowego straszaka protestuje Andrzej Ciepiela dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali. Symptomów załamania nie widać, co najwyższej wróżyć można korektę wiodącą do stabilizacji. — Musimy pamiętać, że ubiegły rok, nawet mimo mniej sprzyjającej końcówki, dla większości firm dystrybucyjnych był najlepszy w historii. Firmy odłożyły trochę tłuszczyku i będą miały teraz okazję go spalić — przekonuje Ciepiela.
Stalprodukt Bochnia, który w zeszłym roku zbierał wyróżnienia za wyniki i styl zarządzania ( także „Rz”) mimo raczej pesymistycznych prognoz, kończy rozpoczęte inwestycje i trzyma się konsekwentnie strategii uszlachetniania wyrobów stalowych, tak by w coraz większym stopniu zarabiać na przetwarzaniu surowca. Dzięki rozbudowie wytwórni blach transformatorowych będzie mógł w tym roku zwiększyć ich podaż z 60 do 100 tys. ton.
— To prawda, że w trudniejszych czasach angażujemy w inwestycje przede wszystkim własne pieniądze z nadwyżki a ostrożniej sięgamy po kredyty, ale w żadnym razie nie rezygnujemy z rozwoju — mówi Piotr Janeczek prezes Stalproduktu.