Na posady strażników chcą wrócić ci, którzy kiedyś porzucili ochroniarstwo dla bardziej dochodowego budownictwa, właściciele upadających firm i pracownicy zwalniani z fabryk. – Pewniejszych perspektyw na przyszłość zaczęli także szukać wojskowi i policjanci obawiający się zmian w systemie emerytalnym – mówi Dorota Godlewska, właścicielka firmy Dosa i prezes Krajowego Związku Pracodawców Ochrona.Związek ocenia, że niemal 4 tys. firm ochroniarskich nawet podczas kryzysu jest w stanie utrzymać ponad 200 tysięcy pracowników. A rynek usług wart będzie w tym roku 4 – 5 mld zł, choć w 2009 r. odczuje skutki spowolnienia jak cała gospodarka.

[wyimek]200 tys. pracowników zatrudnia branża ochroniarska. Firmy zamierzają utrzymać ten poziom[/wyimek]

Jeszcze rok temu brak chętnych do pracy był głównym zmartwieniem Wiesława Bednarza, prezesa Konsalnetu. – Najlepsi ludzie z licencjami uciekali do Anglii i Irlandii, zamieniali uniform strażnika na kombinezon murarza. Ale to już przeszłość. Teraz my zaczynamy wybierać – mówi Bednarz. – Panuje przekonanie, że w kryzysie pozostaniemy oazą stabilności. Niezależnie od fatalnej koniunktury zawsze trzeba będzie pilnować czyjegoś majątku lub firmy albo konwojować gotówkę – twierdzi Sławomir Wagner, prezes Polskiej Izby Ochrony Osób i Mienia.

Ubiegły rok, całkiem niezły dla branży, skończył się jednak cięciami wydatków na bezpieczeństwo banków, sklepów i firm. Rynek psują urzędy i instytucje publiczne wybierające najtańszą ochronę, nawet poniżej legalnych stawek. – Klienci naciskają, by ludzi zastępować elektronicznymi systemami, które są tańsze od utrzymania strażników – mówi prezes Bednarz.