Chodzi o przepisy dotyczące udzielania wsparcia przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości z programu „Kapitał ludzki”. Resort chce, by PARP mogła udzielać tzw. pomocy de minimis, w ramach której dotacje z UE mogą wynieść 100 proc. wartości projektu. Maksymalna pomoc to 500 tys. euro.
Dla firm to znakomita wiadomość, bo do szkoleń swoich pracowników nie będą musiały dokładać z własnej kieszeni. Ale okazuje się, że nie wszyscy będą mogli z tego skorzystać. Jak wynika z informacji udzielonej „Rz”, jeśli pracodawca będzie chciał z pomocą funduszy UE podnieść kwalifikacje tylko swoich pracowników, będzie musiał dołożyć z własnego budżetu co najmniej 20 proc. Jeśli zaś zechce wysłać swoje kadry na tzw. szkolenia otwarte, których uczestnikami muszą być także pracownicy z innych firm, nie będzie musiał nic dołożyć.
[wyimek]509 mln zł ma wynieść pula dotacji na szkolenia dla firm w 2010 r.[/wyimek]
– To nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie – zauważa Marzena Chemielewska z PKPP Lewiatan. – Szkolenia otwarte są zwykle mniej efektywne, nie wiem, dlaczego mamy je wspierać – dodaje. – Pełne dofinansowanie miało pomóc firmom w kłopotach spowodowanych kryzysem. Nie jestem pewna, czy kryterium rodzaju szkoleń odpowiada tym celom – komentuje Ewa Fedor z Konfederacji Pracodawców Polskich.
– Chcemy wspierać głównie małe i średnie firmy, które stanowią przeważającą część uczestników szkoleń otwartych – broni pomysłu Monika Karwat-Bury, rzeczniczka PARP.