Paweł Olechnowicz należy do wąskiego grona polskich menedżerów z takim stażem w dużej spółce kontrolowanej przez Skarb Państwa. Jest w firmie od siedmiu lat. – Można go lubić lub nie, ale szacunek mu się należy za to, co zrobił w tym czasie w spółce. Jest fachowcem. Wytrzymał też tyle lat na kominówce – mówi jeden z analityków.
To jednak za słabe argumenty dla Skarbu Państwa (łącznie z Naftą Polską kontroluje 58,8 proc. kapitału), który siłą głosów swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej przeforsował ogłoszenie konkursu na wybór nowego pięcioosobowego zarządu. Rada Lotosu (jest siódmą największą firmą w Polsce według Listy 500 „Rz”) będzie chciała rozstrzygnąć konkurs raczej tuż przed walnym zgromadzeniem akcjonariuszy podsumowującym 2008 r. Zaplanowano je na 30 czerwca. Wraz z nim kończy się kadencja obecnego zarządu, zatem od lipca w firmie mogą już być nowe władze.
Z informacji „Rz” wynika, że Pawłowi Olechnowiczowi trudno będzie wygrać konkurs, choć nadal ma szanse. W jego obronie występują już nawet związki zawodowe – w liście do premiera Donalda Tuska napisały, że ostatnie lata oceniają „pozytywnie nie tylko przez pryzmat ekonomicznych wskaźników, ale także w wymiarze społecznym”.
Mimo że jego posada nie jest tak lukratywna jak prezesa PKN Orlen (Olechnowicz w 2008 r. zarobił 200 tys. zł, a Jacek Krawiec 1,4 mln zł), chętni na nią tylko czekają. – Następcą miałby zostać obecny szef Nafty Polskiej Marek Karabuła. Może on dążyć do fuzji Lotosu z PKN, której Olechnowicz się sprzeciwia – mówi jeden z rozmówców „Rz”.
Już pół roku od wyborów koalicja PO – PSL dokonała roszad w najważniejszych spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Powołany w maju na prezesa LOT Sebastian Mikosz jest siódmym z kolei szefem firmy od 2005 r., a prezes PKO BP Jerzy Pruski – piątym.