Według Gazpromu i premiera Władimira Putina już na początku lipca konsekwencje mogą odczuć unijni odbiorcy surowca. Bruksela wysyła do Moskwy i Kijowa misję rozpoznawczą, która ma wyjaśnić, jak poważne jest zagrożenie.
– Grozi nam nowy kryzys – coraz głośniej przestrzegają przedstawiciele koncernu Gazprom i rosyjskich władz. Podczas wizyty w Helsinkach Władimir Putin powiedział wprost: – Problemy z dostawami do Europy mogą się pojawić już pod koniec czerwca.
Stopniowe zapełnianie ukraińskich podziemnych zbiorników ma zagwarantować bezpieczeństwo dostaw do UE w okresie jesienno-zimowym. Kraj ten powinien zgromadzić ok. 20 mld m sześć. surowca. W Helsinkach Władimir Putin znowu rysował czarny scenariusz: – Ukraina, nie będąc w stanie płacić za własny surowiec, zacznie pobierać go z zapasów, a to odbije się na odbiorcach z UE.
– Cele Moskwy są oczywiste – podkreśla w rozmowie z „Rz” rosyjski ekspert ds. energetycznych Michaił Krutichin. – Pierwszy to promowanie dwóch strategicznych projektów Gazpromu – potoków: północnego i południowego. Poza tym, przerwy w dostawach gazu opłacają się Moskwie jeszcze z jednego powodu – prowadzą do wzrostu cen – tłumaczy.
Moskwa od początku lansuje oba rurociągi jako trasy, które uniezależnią ją – dostawcę i kupujące gaz kraje UE od nieprzewidywalnego tranzytu. – Cały ten szum ma skompromitować Ukrainę jako państwo tranzytowe i przekonać Unię do poparcia rosyjskich projektów – tłumaczy ekspert. – Chodzi zwłaszcza o Nord Stream, bo projekt południowej trasy jest na razie czysto wirtualny. Ciągle nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze na budowę gazociągu północnego. Poza tym Gazprom napotyka opór Szwecji i Finlandii z powodów ekologicznych – dodaje Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich. Celem wizyty Putina w Helsinkach była kolejna próba przeciągnięcia Finlandii na swoją stronę. Nie udało się.