Najnowocześniejszą w Europie linię technologiczną inżynierowie ze Skarżyska zbudowali w ostatnich latach za prawie 40 mln zł, wykorzystując pomoc offsetową Lockheeda i norweskiego potentata amunicyjnego Nammo oraz doświadczenia niemieckie, szwajcarskie i austriackie. Powstała unikalna instalacja z piecami do spalania detonacyjnego, wytapiania trotylu z pocisków, zdalnego, bezpiecznego cięcia amunicji, a także oczyszczania gazów i spalin nawet ze związków rtęci. Zautomatyzowany zakład zatrudnia tylko dziesięć osób.
– Spełniamy wszystkie światowe standardy bezpieczeństwa i mamy certyfikaty ochrony środowiska. Tylko nie mamy zamówień – mówi Waldemar Skowron, prezes Zakładów Metalowych Mesko, które są w kraju największym producentem wojskowej amunicji i rakiet oraz liderem amunicyjnej dywizji Bumaru.
Górą amunicji z demobilu – to już niemal 70 tys. ton — dysponuje Agencja Mienia Wojskowego, która chce na niej zarabiać. – Rozumiemy problemy Meska, ale zgodnie z prawem amunicję oferujemy wszystkim klientom z koncesją na obrót specjalny i sprzedajemy najkorzystniej jak się da, czyli w przetargach. A Mesko dopiero ostatnio zaczęło brać udział w konkursach – mówi Andrzej Pilucik, dyrektor zespołu gospodarki mieniem ruchomym w AMW.
– Gdyby Agencja żądała od kupców potwierdzenia, że ich technologie utylizacji nie szkodzą środowisku, Mesko wygrywałoby konkursy – twierdzi prezes Skowron. Tymczasem zwyciężają Czesi; ostatnio odebrali towar wart 10 mln zł. Mówi się, że mogą AMW zapłacić więcej, bo oszczędzają na wydatkach na ekologię.