Dziś wchodzi w życie rozporządzenie Ministra Infrastruktury z 20 października zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków wykonywania powszechnych usług pocztowych.
Zaproponowane w nim zwiększenie obszaru, na którym musi funkcjonować przynajmniej jedna placówka pocztowa, to wyjście naprzeciw oczekiwaniom narodowego operatora, dla którego utrzymywanie obowiązkowych punktów pocztowych jest kosztownym wyzwaniem. Według przepisów, Poczta Polska zobowiązana do świadczenia powszechnych usług pocztowych, powinna mieć na terenie całego kraju minimum 8240 placówek. Spełnia to kryterium, bo dziś ma ich 8433. Od kilku lat obserwowana jest tendencja zmniejszania przez Pocztę Polską liczby placówek na wsiach.
Spadek został zahamowany w 2006 r. - w 2007 r. ich liczba nawet nieco wzrosła, ale w ubiegłym roku ponownie została zmniejszona. Na koniec 2008 r. według Urzędu Komunikacji Elektronicznej na wsiach działało ponad 4500 placówek pocztowych. Ponieważ jednak Poczta nie może według uznania likwidować punktów pocztowych, od kilku lat zabiega o przekształcenie nierentownych placówek w małych miejscowościach lub na wsiach w agencje, w których właściciel np. sklepu zajmuje się świadczeniem usług pocztowych przy okazji. Według danych UKE na koniec 2008 r., niespełna 2900 placówek było prowadzonych przez agentów pocztowych. Czasem jednak brakuje chętnych. Mirosław Markiewicz, członek zarządu Poczty Polskiej przyznaje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że likwidowanie placówek wiejskich to kontrowersyjny temat.
- W skali makro większość rozumie, że nie opłaca nam się utrzymywać urzędów w małych wioskach. Gorzej, gdy dochodzi do skali mikro. Wówczas są protesty przeciwko likwidacji placówek - ubolewa Markiewicz.