Stopa bezrobocia za oceanem wzrosła do 10,2 proc., wobec prognozowanych 9,9 proc.

Najbardziej odczuły to ceny ropy. Od dłuższego czasu w USA zwiększają się jej zapasy. Urosły w tej chwili do poziomu najwyższego od 26 lat, więc bez jasnych oznak zwiększenia aktywności gospodarczej ich przyrost będzie już bardzo kosztowny.

W tej sytuacji nikogo nie zdziwiło, że gatunek Brent w Londynie staniał do 76,13 dol. za baryłkę. I jeśli nie dojdzie do jakiegoś kataklizmu, który ograniczyłby wydobycie, nie ma możliwości, by ceny przekroczyły 80 dol.

Inwestorzy aktywni na rynku złota wierzą więc, że banki centralne będą teraz chętniej kupowały złoto. Przy niepewnym dolarze na złocie przynajmniej się nie straci. Piątkowa cena 1100,90 za uncję z pewnością nie jest jeszcze ostatnią granicą do przekroczenia. Rynek poruszyły w mijającym tygodniu indyjskie zakupy – 200 ton od MFW za 6,7 mld dol. Zdaniem Michela Lewisa, szefa analiz rynków surowcowych w Deutsche Banku, banki centralne krajów rozwijających się będą szukały złota do kupienia. Wskazuje się głównie Chiny, które od dłuższego czasu są zaniepokojone rozchwianym dolarem. Bank centralny Sri Lanki przyznał, że skupuje złoto od pół roku.

To wróży podwyżki cen. Wymieniany jest nawet pułap 2 tys. dol. za uncję. A zakupy złota ze swojej strony poważnie wyhamują popyt na obligacje amerykańskie.