Niektóre centra już zawczasu przygotowują nowe systemy motywacyjne, by zatrzymać młode talenty. – 60 proc. naszych pracowników stanowią studenci, czyli osoby mobilne, szukające dopiero swojej drogi zawodowej. To właśnie ta grupa jest najbardziej podatna na atrakcyjne finansowo oferty pracy niemieckich koncernów – ocenia Joanna Borowicz, dyrektor Departamentu Zasobów Ludzkich, Szkoleń i Jakości w spółce Holicon, jednym z liderów rynku call/contact center.
Na razie nie wiadomo, ilu z ok. 50 tys. pracowników polskiego sektora usług biznesowych skusiłaby praca za Odrą, ale Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych zrzeszający czołowych zagranicznych inwestorów z tej branży obawia się odpływu młodych ludzi po 1 maja, gdy Niemcy, Austria i Szwajcaria w pełni otworzą dla nas swe rynki pracy. Tym bardziej że to ludzie przed trzydziestką przeważają wśród pracowników tego sektora. Jak wynika z badań ABSL, przeciętny pracownik centrum usług biznesowych w Polsce ma 29 lat, wyższe studia i zna dwa języki obce, w tym dość często niemiecki.
Największe zagrożenie mogą czuć centra zlokalizowane w zachodnich regionach Polski, np. we Wrocławiu, gdzie co drugi student dobrze zna niemiecki.
– Wielu naszych pracowników obsługuje niemieckojęzyczne kraje, więc większy odpływ ludzi mógłby wywołać perturbacje operacyjne. Ale powodów do paniki na razie nie ma – ocenia Marek Grodziński, dyrektor centrum BPO Capgemini, które zatrudnia ponad 2 tys. osób, w tym ponad 1000 w Katowicach i ponad 400 we Wrocławiu (w centrum rozwoju oprogramowania).
– Absolwenci renomowanych technicznych uczelni są bardzo elastyczni i nie boją się ryzyka związanego ze zmianą kraju zamieszkania – podkreśla Sebastian Gerstmann, dyrektor personalny w Xerox Polska. Dodaje, że oferty niemieckich firm mogą skusić specjalistów IT z całego kraju. Według resortu gospodarki Niemiec tamtejsze firmy potrzebują ponad 66 tys. informatyków. Ci z trzy – czteroletnim stażem mogą liczyć na ponad dwa razy większe zarobki niż w Polsce.