John Malone z Liberty Media nie wierzy w koniec kryzysu w USA

John Malone, największy prywatny właściciel ziemi w USA, nie wierzy w szybki koniec kryzysu

Publikacja: 14.07.2011 03:18

John Malone z Liberty Media nie wierzy w koniec kryzysu w USA

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rz: Kupiłby pan teraz wyspę w Grecji?

John Malone:

To zależy od ceny. Jeśli byłaby atrakcyjna, rozważyłbym ofertę.

Co do Greków, to myślę, że poradzą sobie z problemami. Jednak obecne działania to w zasadzie kupowanie czasu, którego potrzebują inne kraje regionu, by poukładać swoje sprawy.

Czy kryzys w USA już się skończył?

Amerykę gnębią poważne problemy strukturalne, które prędzej czy później będą musiały zostać rozwiązane.

Gospodarka jest w cieniu potężnego nawisu w postaci pozostałości kryzysu na rynku nieruchomości. On jest dość trwały i nie odchodzi w przeszłość tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli. To kotwica, która będzie hamować rozwój gospodarki i tworzenie nowych miejsc pracy. Do tego dochodzi ogromny deficyt federalny.

Kiedy wypatruje pan oznak poprawy kondycji gospodarki, na jakie punkty kontrolne zwraca pan uwagę?

Dobrym znakiem byłoby np. oczyszczenie atmosfery na rynku budownictwa mieszkaniowego. Niemniej Ameryka jest w bardzo wczesnym stadium wychodzenia z kryzysu. Biznesy i branże, jakie dziś odnoszą sukcesy, przeważnie oparte są na handlu detalicznym. Zwyżki są jednocyfrowe. Powtarzam, największym problemem jest deficyt federalny.

Z drugiej strony pojawiają się sygnały narastania kolejnej bańki spekulacyjnej, np. w branży internetowej.

Rzeczywiście, niektóre oferty publiczne w tym sektorze zostały ostatnio przeprowadzone w oparciu o szalone wyceny. Jednak mimo wszystko to są małe pieniądze. Nawet przewartościowane firmy internetowe mają minimalny wpływ na gospodarkę USA. Nie ma porównania z bańką internetową z roku 2000 i 2001, która znacząco wpłynęła na branżę telekomunikacyjną. Byli w nią zaangażowani prawdziwi inwestorzy. Jej pęknięcie było bardzo bolesne, a gospodarka straciła poważne pieniądze. Dziś w branży zamieszanie generuje kilka nazwisk i firm takich jak Facebook. Nawet jeśli znajdą one inwestorów i zadebiutują na giełdzie, wprowadzając do obrotu 10 czy 15 proc. aktywów przy wysokiej wycenie, to tak naprawdę niewiele się stanie. Kilka osób będzie przez jakiś czas bardzo szczęśliwych, to wszystko.

Większe niebezpieczeństwo widzę w rynku obligacji. Stopy procentowe są dziś utrzymywane przez Fed na sztucznie niskim poziomie. Jeśli zaczną rosnąć, a Fed będzie drukował pieniądze przy jednoczesnym braku reform fiskalnych, możemy wpędzić się w kłopoty. Rynek obligacji jest znacznie większy w USA niż rynek akcji i każda jego zmiana może mieć poważny wpływ na gospodarkę. Nie jesteśmy bezpieczni, dopóki się nie przekonamy, jak Ameryka zamierza sobie poradzić z rosnącym deficytem.

Zbliżamy się do punktu, kiedy zadłużenie USA osiągnie 100 proc. PKB. Nie widzę aktywności władz, które dziś biernie przyglądają się sytuacji i nie mogą się zdecydować, czy dewaluować dolara, drukując pieniądze, czy podjąć jakieś konkretne działania.

A przecież jednym ze sposobów wprowadzenia gospodarki na kurs wzrostu jest zwiększanie zatrudnienia.

To pesymizm czy ostrożność inwestora?

Niestety, jestem pesymistą. Nie sądzę, by amerykański system polityczny działał skutecznie. Wprawdzie prezydent Obama wymienił znaczną część swoich współpracowników gospodarczych, odeszli teoretycy, których zastąpili pragmatycy z realnym doświadczeniem. To dobry znak, ale problemy nie znikają.

Jeśli koszt obsługi długu publicznego zwiększy się wraz ze wzrostem stóp procentowych, dług zwiększy się radykalnie. Wciąż czekamy na konkretne propozycje rozwiązań ze strony prezydenta. Wkrótce się przekonamy, czy system polityczny jest w stanie poradzić sobie z takim problemem, czy zadziałamy doraźnie, odsuwając problem w czasie, na okres po wyborach 2012 r.

To znaczy, że kluczowe decyzje mogą zostać podjęte dopiero po wyborach prezydenckich w 2012 r.?

Jeśli wziąć pod uwagę rozmiar deficytu i fakt, że z pewnością on jeszcze urośnie, trzeba się zastanowić, jakie kompromisy polityczne będą konieczne, by przepchnąć odpowiednie regulacje przez Kongres. Myślę, że poważniejsze decyzje dotyczące zadłużenia zostaną przełożone na okres po wyborach. Problem jest na tyle delikatny, że nawet republikanie nie będą forsować ruchów, które będą się wiązać z cięciem wydatków. Będą chcieli podejmować decyzje prowadzące do cięć, ale dziś nie podpiszą się pod samymi cięciami. Oni i cała nasza klasa polityczna zrobią wiele, by przekonać obserwatorów, że USA wkroczyły na drogę fiskalnego konserwatyzmu.

CV

John Malone to ikona branży kablowej w USA. Przez 24 lata (1973 – 1996) był prezesem Tele-Communications, jednego z głównych graczy na rynku. Dziś jest przewodniczącym zarządu Liberty Global, właściciela m.in. UPC Polska. Prywatnie inwestuje w ziemię. Dzięki nieustępliwości w biznesie dorobił się przydomka Darth Vader (za czarnym charakterem z „Gwiezdnych wojen"), który nadał mu Al Gore, były wiceprezydent USA.

 

Rz: Kupiłby pan teraz wyspę w Grecji?

John Malone:

Pozostało 99% artykułu
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Rok nowego rządu – sukcesy i porażki w ocenie biznesu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Umowa na polsko-koreańską fabrykę amunicji rakietowej do końca lipca