Nie ma dnia, by rynki nie żyły decyzjami agencji ratingowych. Jedną z przyczyn czwartkowych zniżek na europejskich giełdach było ostrzeżenie agencji Moody's, że może pozbawić USA najwyższego ratingu, określanego jako Aaa. Konkurencyjna agencja Fitch obniżyła w tym czasie ocenę kredytową Grecji do poziomu CCC, oznaczającego niemal bankruta. Było to jednoznaczne ostrzeżenie – inwestowanie w greckie obligacje jest bardzo ryzykowne.
Wcześniej Moody's obcięła do poziomu śmieciowego ratingi Portugalii oraz Irlandii. Wywołało to gniew europejskich polityków. Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, sugerował, że wielka trójka agencji (Standard & Poor's, Moody's, Fitch) może być uprzedzona do Europy dlatego, że ma siedziby w USA.
– Nie powinno być tak, że kartel trzech przedsiębiorstw amerykańskich decyduje o losie całych gospodarek narodowych – mówi Viviane Reding, unijna komisarz ds. sprawiedliwości. Za tymi groźbami ma wkrótce pójść zaostrzenie regulacji działalności agencji w UE.
– Stracilibyśmy wiarygodność, gdybyśmy wstrzymywali się z ratingami. Jeśli agencje siedziałyby w pewnych momentach cicho, rynek byłby bardziej niespokojny niż wtedy, gdy komentujemy sytuację – broni swojej firmy Torsten Hinrichs, szef oddziału S&P w Niemczech.
– Obniżanie ratingów krajów z peryferii strefy euro jest uzasadnione. Problem leży jednak gdzie indziej. Ich oceny kredytowe były wcześniej zawyżone – mówi "Rz" Mirosław Bajda, dyrektor generalny polskiej agencji ratingowej EuroRating.