Kierowcom jadącym nad morze autostradą A1 został już tylko jeden weekend z podniesionymi szlabanami na bramkach. Tymczasem już we wrześniu mają się rozstrzygnąć losy nowego systemu poboru opłat, który zlikwiduje korki przed wjazdem na płatny odcinek.
Nie nastąpi to jednak tak szybko, jak wynikałoby z wypowiedzi wiceministra infrastruktury Adama Zdziebły z ostatniej środy: – Do końca tego roku chcemy oddać kolejne 255 km dróg. W międzyczasie nastąpi stopniowe wdrożenie jednolitego i przyjaznego dla kierowców systemu elektronicznego poboru opłat, który docelowo będzie obowiązywał na wszystkich autostradach – zapowiedział Zdziebło podczas wystąpienia w Sejmie.
Minister się pospieszył
Okazuje się jednak, że było to tylko niefortunne przejęzyczenie. – Wystąpienie ministra dotyczyło planów, które mają być zrealizowane do przyszłorocznej jesieni – tłumaczy rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju Robert Stankiewicz.
W resorcie trwają dopiero analizy sześciu sposobów pobierania opłat od samochodów osobowych. W wariantach elektronicznych brana jest pod uwagę zarówno wersja z obowiązkowym urządzeniem pokładowym, jak i wersja umożliwiająca płatność bez instalacji takiego urządzenia. Rozważany jest także video-tolling: to system wykorzystujący kamery video, korzystający z technologii automatycznego rozpoznawania tablic rejestracyjnych. Jego mankamentem jest jednak brak precyzji w czasie deszczu, opadów śniegu czy mgły, a także wysokie koszty sprzętu i kadry zatrudnionej do weryfikacji zdjęć.
Kolejna możliwość to winiety. Dla kierowców system bardzo prosty, ale mało sprawiedliwy: koszt przejazdu jest najwyższy dla tych, którzy jeżdżą najmniej. Jego mankamentem jest także mała szczelność, konieczność wprowadzenia zmian w prawie, a zastosowanie go na autostradach koncesyjnych wymagałoby wypłacenia koncesjonariuszom (Autostradzie Wielkopolskiej oraz Stalexportowi) wysokich rekompensat. Pozostałe rozważane wersje poboru opłat to wprowadzenie biletów: okresowego albo elektronicznego.