Kluczowe znaczenie w tym kontekście ma model, w jakim na rynku należy świadczyć tzw. usługę powszechną. Dziś i przez kolejne 10 lat listy milionom Polaków dostarczać będzie Poczta (PP). Wygrała konkurs Urzędu Komunikacji Elektronicznej na operatora wyznaczonego. To cementuje dotychczasowy układ sił, czyli rynkową przewagę PP. Firma ze statusem operatora wyznaczonego – oprócz oczywistego obowiązku świadczenia usług pięć dni w tygodniu na terenie całej Polski, bez względu na rentowność – ma bowiem szereg przywilejów. Te z kolei z pewnością nie sprzyjają rozwojowi konkurencji.
Czy jednak operator wyznaczony jest nam potrzebny? Przykład Niemiec pokazuje, że niekoniecznie. Tam obowiązki operatora wyznaczonego wypełniane są siłami konkurencyjnego rynku. Model idealny. Ale czy realny na innych rynkach? Niemcy to jedyny kraj w Europie, w którym przyjęto takie rozwiązanie. W Polsce nie doszło jeszcze do całkowitej liberalizacji branży usług pocztowych, więc wdrożenie rozwiązania niemieckiego wydaje się obecnie mrzonką. Z drugiej strony nie jest tak źle – dzięki istniejącej konkurencji usługi takie w naszym kraju świadczone są na warunkach rynkowych, a proces uwalniania rynku pocztowego wciąż postępuje. W tym kontekście zaskakujące wydają się jednak deklaracje przedstawicieli Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji (MAiC), którzy sugerują, że najlepiej byłoby pójść jedna drogą włoską. We Włoszech operator wyznaczony z automatu otrzymuje – bez przetargu – najważniejsze kontrakty pocztowe dla instytucji państwowych. Przeniesienie tego modelu na grunt polski oznaczałoby dodatkowe wzmocnienie państwowej Poczty względem operatorów alternatywnych. Tworzenie tak nierynkowych mechanizmów niewątpliwie ograniczy konkurencję. Pytanie więc, czy chcemy dalej liberalizować rynek usług pocztowych, czy odwrócić się w stronę monopolu? Ja wolę korzystać z takich usług, które są dobre jakościowo i atrakcyjne cenowo. Nie mam wątpliwości, że bez prywatnej konkurencji o takie będzie niezwykle trudno.