Choć Komisja Nadzoru Finansowego wstępnie orzekła, że Enea nie złamała prawa, ogłaszając wezwanie na akcje Lubelskiego Węgla Bogdanka tuż po tym, gdy mocno zaniżyła jej kurs, wypowiadając z nią długoterminową umowę na dostawy węgla, to na rynku pojawiły się kolejne wątpliwości. Chodzi o nagły wzrost kursu Bogdanki tuż po tym, gdy rada nadzorcza Enei podjęła uchwałę o wyrażeniu zgody na przejęcie akcji górniczej spółki. Informacja ta do 14 września była poufna.

Zachwianie kursem akcji było gigantyczne. Od dnia podjęcia uchwały przez nadzór energetycznej spółki, czyli 27 sierpnia, do momentu ogłoszenia wezwania na akcje Bogdanki walory węglowej spółki podrożały o 56 proc. przy dużych obrotach. Analitycy tłumaczyli to wówczas szybkim odreagowaniem złych informacji o zerwaniu kontraktu z Eneą. Dziś jednak łatwo można policzyć, ile mogli zarobić inwestorzy, którzy kupowali akcje 27 sierpnia po 34–37 zł i odpowiedzą na wezwanie po cenie 67,39 zł za walor. – Standardowo sprawdzamy, czy nie doszło do wykorzystania w obrocie giełdowym informacji poufnej w związku z zamiarem przejęcia Bogdanki – poinformował Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Stanowiska w sprawie wezwania nie zajął do zamknięcia tego wydania gazety zarząd Bogdanki. Z naszych informacji wynika, że wciąż analizuje okoliczności, w jakich Enea ogłosiła chęć zakupu walorów spółki, a także samą oferowaną cenę.

– Z punktu widzenia Enei decyzja o przejęciu Bogdanki może mieć sens, jednak tylko pod warunkiem, że Enea mogłaby być w stanie zasilać się niemal wyłącznie lubelskim węglem – twierdzi Paweł Puchalski, analityk DM BZ WBK. W przeciwnym razie część zakupów poznańska grupa i tak będzie musiała robić na Śląsku. – W takim scenariuszu dzisiejsze trudności Bogdanki z uplasowaniem na rynku pozostałego wolumenu węgla staną się problemem Enei – wyjaśnia Puchalski.

Bardziej optymistyczny jest Stanisław Stachowicz, były prezes Bogdanki. – Sytuacja na Śląsku jest tak fatalna, że nie unikniemy zapaści tamtejszych spółek węglowych. A to umożliwi Bogdance zwiększenie udziału w rynku – twierdzi Stachowicz. W jego ocenie spółka potrzebuje inwestora branżowego, ale niekoniecznie państwowego.