Wiceminister skarbu Maciej Małecki poinformował w poniedziałek, że p.o. ministra skarbu państwa Henryk Kowalczyk oddalił wniosek prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz o 200 mln zł dotacji na fundusz reprywatyzacji. Powodem, jak mówił, były wątpliwości, w jaki sposób miasto gospodarowało dotąd tego rodzaju dotacjami.
Warszawski poseł PiS Paweł Lisiecki podczas poniedziałkowego briefingu w Sejmie zaznaczył, że wyniki kontroli dot. reprywatyzacji w Warszawie "były skandaliczne". "Wykazała, że 26 milionów złotych zostało przekazanych osobom, które skupywały roszczenia, a 42 miliony zł zostało przekazanych na rzecz trzech kancelarii prawniczych działających na rzecz swoich klientów" - podkreślił.
"Nie dziwne jest, że MSP zdecydowało się na wstrzymanie dotacji. Bulwersujący jest fakt, że miasto stołeczne Warszawa jeszcze na początku października, czyli tuż po wybuchu afery reprywatyzacyjnej, domagało się od MSP realizacji tej dotacji i przelania 200 milionów złotych do tego, aby miasto mogło wypłacać środki osobom, które, jak mogłoby się okazać, nie są do tego uprawnione" - zaznaczył poseł PiS.
Lisiecki podkreślił, że należy zadać pytanie prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz, czy nadal przekazuje albo planuje przekazywać nieruchomości i odszkodowania następcom prawnym właścicieli lub handlarzom roszczeń.
Wokół procesów reprywatyzacyjnych zrobiło się głośno, gdy pod koniec sierpnia w "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł nt. okoliczności reprywatyzacji działki obok Pałacu Kultury i Nauki, pod dawnym adresem Chmielna 70. Miasto zwróciło ją w 2012 r. w prywatne ręce - trzech osób, które nabyły roszczenia od spadkobierców - mimo że wcześniej b. współwłaścicielowi nieruchomości, obywatelowi Danii, przyznano za nią odszkodowanie na podstawie umowy międzynarodowej.