Przechadzając się po jednym z warszawskich centrów handlowych pomiędzy sklepami z ubraniami, artykułami sportowymi, spożywczymi i wieloma innymi, dostrzegłem nagle ciekawy szyld, który wskazywał, że w tym miejscu udziela się porad prawnych. Taki punkt usług prawnych – trochę na wzór pamiętnych z naszych studenckich czasów punktów ksero.
Jeżeli jednak ten drugi spełniał doskonale swoją funkcję, służąc rzeszom studentów nieocenioną pomocą w zdobyciu niedostępnych materiałów dydaktycznych, to ten pierwszy wprowadził mnie w dużą konsternację.
A gdzie prywatność? Rodzi się ważkie pytanie: jak w tym przypadku udaje się utrzymać choćby minimalny poziom dyskrecji, konieczny chyba w sprawach natury prawnej? Pozostawiam je bez odpowiedzi (a przy okazji pod czujnym nadzorem kamer ochrony tego centrum).
Obsługiwał to „biuro" młody człowiek. Bardzo młody. Nawet trochę zbyt młody jak na prawnika. Tego profesjonalnego, rzecz jasna. Miałem ochotę zapytać pana z prawnego stoiska o jego wiek, ale się powstrzymałem. W końcu to nie jego wina, że ktoś go tam posadził i dał szansę na spotkanie z „prawdziwym prawniczym życiem".
Zadałem sobie przy tej okazji pytanie: czy tak ma w przyszłości wyglądać rynek usług prawnych w Polsce? Stoisko z prawem... Wydaje się, że to przecież świetny pomysł z cyklu „wszystko pod ręką". Obok można przecież zrobić codzienne zakupy, posilić się, napić kawy, zastanowić nad kupnem obuwia itd. A przy okazji wpaść jeszcze do „prawnika" po poradę.