Jak innowacje wpływają na rozwój medycyny, jakie widać trendy?

Nauka oraz obserwowane zjawiska mają bardzo duży wpływ na ochronę zdrowia. Weźmy chociażby pod lupę fakt, że społeczeństwa się starzeją. Z jednej strony żyjemy coraz dłużej, a z drugiej mamy coraz mniej osób w wieku produkcyjnym. Demografia wymusza podjęcie określonych kroków. Z pomocą przychodzą nam innowacje. Kwestia demografii dotyczy nie tylko Polski, ale również innych krajów. W niektórych ten problem jest bardziej widoczny (z powodu struktury populacji), a w innych mniej. Polska zalicza się do tej pierwszej grupy.

Coraz więcej mówi się o wykorzystaniu w medycynie robotów, analizy big data czy sztucznej inteligencji. Czy w praktyce te narzędzia rzeczywiście się sprawdzają?

Są dużą szansą dla medycyny. Możliwość korzystania z olbrzymich rozproszonych baz danych, które mogą być analizowane za pomocą zaawansowanych algorytmów, sprawia, że dostajemy konkretną wiedzę, która pozwala wyciągać wnioski pomocne w leczeniu. A także w podejmowaniu decyzji strategicznych z obszaru epidemiologii, prewencji i polityki zdrowotnej. Coraz częściej przy zabiegach wykorzystuje się roboty, a internet rzeczy dobrze sprawdza się w telemedycynie czy w teleopiece.

Czy Polska w wykorzystywaniu nowych technologii w medycynie odstaje od innych krajów?

Nie, w liczbie dostępnych, możliwych do wprowadzenia w życie rozwiązań nie widać takiego zjawiska. Natomiast we wprowadzeniu tych rozwiązań do ochrony zdrowia ograniczeniem jest jej poziom finansowania. Nadal wydajemy na ochronę zdrowia o wiele za mało. Pod tym względem jesteśmy niestety w ogonie Europy. Dużo się mówi o tym, że sytuacja będzie się zmieniać, ale nie do końca znajduje to potwierdzenie w faktach.

Jak do innowacji w medycynie podchodzą pacjenci i lekarze?

Są świadomi, że innowacje są przyszłością. Z drugiej strony brakuje konkretnych rozwiązań organizacyjnych i legislacyjnych, które przekułyby możliwość stosowania nowych rozwiązań w praktykę. U nas nadal niestety dominuje strategia gaszenia pożarów. Na poprawę legislacji nie starcza już czasu. Tymczasem za pomocą małych, prostych „kluczyków" można by niektóre rozwiązania organizacyjne i prawo poprawić – a dzięki temu proces wdrożenia znacznie przyspieszyć.

Na przykład?

Weźmy chociażby telemedycynę: lekarze mają już możliwość stosowania tele-EKG czy tele-KTG, jednak rzadko na to się decydują z uwagi na niedoskonałości prawa, które mają związek z finansowaniem tych świadczeń. Dopóki lekarz POZ nie będzie mógł wykazać w rozliczeniu z NFZ wykonania takiej procedury, dopóty nie będzie jej stosował. Kolejny przykład z finansowania szpitali: jeśli szpital mógłby wykazać w rozliczeniu kwoty ryczałtu zastosowanie teleusługi (np. tele-EKG czy tele-KTG), to wielu pacjentów nie musiałoby niepotrzebnie przebywać dłużej w szpitalu. Na dłuższą metę wspomaganie się rozwiązaniami telemedycznymi jest tańsze i zwiększa efektywność leczenia.

Dużo się mówi o cyfryzacji służby zdrowia. Mamy w Polsce flagowy program P1, który kilka lat temu został zmodyfikowany.

Zmieniono sposób realizacji P1 i można go różnie oceniać, ale nie da się zakwestionować, że widać pozytywne efekty. Czy byłoby lepiej, gdyby był wdrażany w pierwotnej formie? Tego nie wiemy i nie ma sensu o tym dyskutować. Teraz mamy takie usługi jak e-recepta, e-skierowanie, e-zwolnienie – to kroki w dobrym kierunku. Mało się o tym mówi, ale obecny stan cyfryzacji służby zdrowia stawia Polskę na całkiem wysokim miejscu na tle Europy. UE przeznaczyła na informatyzację naprawdę duże pieniądze i np. ani w Danii, ani w Niemczech nie udało się tych projektów zrealizować tak jak zakładano. Wiele wskazuje, że Polska będzie pierwszym krajem, w którym część tych wdrożeń uda się całkiem dobrze.

Jakie wyzwania stoją przed polską medycyną?

Jest ich dużo, ale warto wspomnieć m.in. o rozważanej propozycji zmiany podejścia do „filozofii" finansowania świadczeń.

Teraz bazuje ona na ich liczbie i średnim koszcie?

Tak, a docelowo zmierzamy w kierunku płacenia za efekty zdrowotne. Ich uzyskiwaniu służy kompleksowość udzielanej pacjentowi opieki, co w konsekwencji daje lepszą efektywność leczenia – czyli korzyść dla pacjenta, a zarazem bardziej optymalne dopasowanie świadczeń do potrzeb. Co z kolei ma przełożenie na niższe koszty. Takie podejście zachęca też do profilaktyki, a przecież od dawna wiadomo, że lepiej (i taniej) jest zapobiegać lub leczyć na wczesnym etapie choroby, niż potem leczyć zaawansowaną chorobę z powikłaniami.

Jak wygląda bilans pomiędzy publiczną i prywatną służbą zdrowia?

Tu mamy do czynienia z ambiwalentną polityką rządu. Z jednej strony stawia się na sektor publiczny, dewaluując znaczenie prywatnego. Były nawet pomysły, żeby ograniczyć zakres usług publicznych świadczonych przez podmioty prywatne.

Z drugiej strony praktyka pokazuje, że dzięki obfitym transferom socjalnym Polacy coraz chętniej korzystają z sektora prywatnego i nie należy się temu dziwić, skoro nie mogą się w krótkim czasie dostać do lekarza w sektorze publicznym. A prywatny ma się bardzo dobrze. W ostatnim czasie popyt na prywatne świadczenia medyczne wzrósł tak mocno, że jest problem z zapewnieniem podaży tych usług. Duża, i cały czas rosnąca, liczba pacjentów sprawia, że obserwujemy nawet symptomy spadku jakości świadczonych usług w sektorze prywatnym.

Jak te proporcje będą wyglądały w przyszłości?

Oba sektory będą istniały obok siebie i miały na siebie wpływ. W jakich będą proporcjach? To już kwestia drugorzędna. Sektor prywatny jest zawsze bardziej efektywny, skłonny do szukania nowych rozwiązań. Pośrednio wpływa też na podniesienie jakości w sektorze publicznym.

Na kształt rozwiązań w służbie zdrowia duży wpływ ma również polityka. Efekty w medycynie widać w okresie siedmiu–dziesięciu lat. Tymczasem cykl wyborczy jest czteroletni. W Polsce przychodzi nowa ekipa do Ministerstwa Zdrowia i co do zasady krytykuje działania podjęte przez poprzednią, i wywraca wszystko do góry nogami. Nawet jeśli rządzący mają dwie z rzędu kadencje, to i tak każdy nowy minister zdrowia ma potrzebę zaakcentowania nowych pomysłów i wprowadzenia zasadniczych zmian. Nie zawsze z korzyścią dla pacjenta i ochrony zdrowia.

Warto też patrzeć trochę głębiej na wybrane zjawiska. Dzięki temu możemy lepiej dostrzec istotę poszczególnych procesów. Dobrze to widać np. w kwestii wzrostu nakładów na ochronę zdrowia.

To znaczy?

Mamy faktyczny wzrost nakładów – ale kluczowa w ocenie efektów tego wzrostu jest ocena zmian w strukturze kosztów w podmiotach leczniczych. Okazuje się, że aż w 80–85 proc. wzrost nakładów na służbę zdrowia przekłada się na wzrost kosztów wynagrodzeń, a pozostałe 15–20 proc. jest „zjadane" przez wzrost innych kosztów (leki, energia, usługi) wynikających z inflacji. Wobec tego pacjent praktycznie nie odczuwa wzrostu nakładów, bo nie przekłada się on na wzrost wolumenu udzielonych mu świadczeń. To dlatego niezadowolenie z publicznej opieki zdrowotnej rośnie.

CV

Ryszard Olszanowski, od 2013 r. prezes Izby Gospodarczej Medycyna Polska. W latach 1981–2012 dyrektor w kilku szpitalach. Wykładowca z zakresu polityki zdrowotnej i ekonomiki zdrowia. Autor wielu publikacji i projektów. Był konsultantem i doradcą komisji sejmowych i Ministerstwa Zdrowia. Współtwórca pierwszej ustawy o zakładach opieki zdrowotnej i innych aktów prawnych.