To zależy, czy PiS będzie miał większość. Obecny wynik wcale nie przekłada się na większość parlamentarną rządzących. Może się okazać, że PiS straci większość sejmową. Jeśli tak się stanie, to rządzący będą mogli mówić o moralnym zwycięstwie, ale ich zakres swobody rządzenia istotnie spadnie. Walka wciąż jest bardzo wyrównana: 1–2 proc. w jedną lub drugą stronę może ustawić PiS w ławach opozycji. Dopóki nie znamy oficjalnych wyników, nie wiemy, kto będzie rządzić. W granicach błędu przewidywalnego, podawanego przez pracownię, tych 2 proc., mieszczą się wszystkie możliwe wyniki. Mam na myśli samodzielną większość PiS, samodzielną większość bloku senackiego oraz Konfederację jako języczek u wagi.
Co wiemy przed oficjalnymi wynikami?
Scena polityczna uporządkowała się. Partii politycznych jest mniej niż poprzednim razem. Jest mniej głosów rozproszonych. Najbardziej jestem zaskoczony sposobem przeliczania głosów, bo z tego, co ja wiem o polskim systemie wyborczym, obecny wynik exit poll Ipsos nie daje samodzielnej większości PiS. Ten wynik wyborczy, który poznaliśmy po 21.00, nie jest ostateczny. Podana liczba mandatów wydaje się wątpliwa. Wedle matematycznego modelu stosowanego przy poprzednich wyborach, który bardzo dobrze, z dokładnością do trzech mandatów przewidywał wyniki. Przy obecnym wyniku tych mandatów należy się spodziewać 227 dla PiS. To oznacza, że PiS może brakować czterech do samodzielnej większości. Opozycja może mieć również większość w Senacie. Powiedziałbym, że nawet bardziej prawdopodobne jest, że PiS nie ma większości w Senacie, niż że ją ma. Wciąż nie wiemy, jak głosowali wyborcy PSL do Senatu, czy wszędzie poparli kandydatów PO i Lewicy, tam gdzie w ramach paktu senackiego nie było ich kandydatów.
PiS może wyłuskać potrzebnych do większości z posłów opozycji.