Esper zapowiedział, że Waszyngton odpowie na każdą próbę odebrania pól naftowych SDF (formacja jest tworzona głównie przez kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony - YPG) "przytłaczającą siłą", niezależnie od tego, czy przeciwnikiem będzie tzw. Państwo Islamskie (Daesh), czy siły wspierane przez Rosję lub Syrię.
W ubiegłym tygodniu armia USA ogłosiła, że wzmacnia swoje pozycje w Syrii, kierując do tego kraju dodatkowe zasoby, w tym wojska zmechanizowane, aby przeciwdziałać odebraniu pól naftowych kontrolowanych przez SDF przez niedobitki dżihadystów z Daesh lub inne grupy zbrojne działające w Syrii. Oświadczenie to stanowiło zwrot w polityce USA wobec Syrii w ostatnich tygodniach - wcześniej Donald Trump ogłosił wycofanie wojsk USA z terenu ofensywy prowadzonej przez Turcję w północnej Syrii (ofensywa była wymierzona w SDF, jej skutkiem było wyparcie Kurdów z szerokiego na 30 km pasa pogranicza syryjsko-tureckiego), a następnie 1000 żołnierzy USA opuściło Syrię przekraczając granicę z irackim Kurdystanem.
Teraz jednak Esper zapowiedział, że siły USA nadal będą obecne w Syrii, aby "uniemożliwić ISIS (skrót oznaczający tzw. Państwo Islamskie - red.) uzyskanie dostępu do tych istotnych zasobów (ropy - red.)".
- I odpowiemy przytłaczającą militarną siłą przeciwko każdej grupie, która zagrozi bezpieczeństwu naszych sił - dodał Esper.
Dopytywany, czy zadaniem żołnierzy USA jest niedopuszczenie do pól naftowych sił rosyjskich i armii syryjskiej, Esper odparł: "Krótka odpowiedź brzmi, tak".