Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapowiedział, że sama PGG może potrzebować 400 mln zł. Spółka miałaby zostać połączona z KHW, który potrzebuje 700 mln zł. Miały je dać Węglokoks Enea i TF Silesia.

Na razie nie wiadomo, kto miałby dodatkowo dosypać pieniędzy PGG. Nie precyzuje tego Tobiszowski, mówi tylko o możliwości skonwertowania 15–20 proc. długu połączonych firm. Choć należałoby raczej mówić o nadziei, bo wiceminister na pytanie o zgodę banków na tę operację stwierdził, że „wstępnie nie zakwestionowały tego pomysłu".

Obecni już w PGG udziałowcy (m.in. PGE, PGNiG Termika i Energa) niekoniecznie mogą spać spokojnie, mimo że mają w ręku umowę inwestorską gwarantującą im, że do biznesu górniczego w najbliższych latach nie będą dokładać.

– Jeśli na fuzję wyrazi zgodę urząd antymonopolowy i Komisja Europejska, co jest wątpliwe, to dotychczasowy biznesplan PGG będzie nieaktualny. Trzeba stworzyć kolejny i podpisać nową umowę inwestycyjną – mówi osoba znająca sytuację PGG. – Na razie nic jeszcze nie jest poukładane. Jeśli banki nie zgodzą się na konwersję, to sięgną do kieszeni tych, którzy jeszcze mają stabilną sytuację, czyli np. PGE – dodaje rozmówca zbliżony do spółek.

Minister energii Krzysztof Tchórzewski, pytany o potencjalnych inwestorów, zaznacza, że nikt nikogo palcem wskazywać nie będzie. Ale zaraz dodaje, że to interes spółek energetycznych. I potwierdza, że brak biznesplanu dla wspólnego przedsięwzięcia. Jest tylko propozycja fuzji, której celem jest postawienie na nogi KHW, gdzie trzy kopalnie są w trudnej sytuacji. – Restrukturyzacja wymaga sporych środków. Jeśli spółki się połączą, to łatwiej będzie rozwiązać kwestie pracownicze, związane z możliwością wykorzystania górniczych urlopów – dodał Tchórzewski.