Oczywiście, że się da. Tylko trzeba było znaleźć na to pomysł. A tymczasem poszedłeś na wojnę nie tylko z Jarosławem, ale także z całą rzeszą ludzi, którzy chcą bronić swoich rodzin. Nie dziwię się im, bo owe standardy, które chcesz wprowadzać, są naprawdę z innej bajki.
Cóż mam powiedzieć Tobie, kochany Jarosławie? Wytoczyłeś w tych dniach tak potężne armaty, że wojna, która dotąd wisiała na włosku, stała się realna. Tak, wiem, sprowokowali Cię. Ale szczucie siebie nawzajem kłóci się z wiarą, którą wyznajesz. Powiadasz, że jesteś jedynym obrońcą wiary... Bardzo Cię proszę, zostaw to innym. Nie wciągaj wiary na polityczne sztandary. Nie tędy droga. Pamiętaj, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Schowaj zatem miecz do pochwy. I pokonaj przeciwnika miłością.
Grzegorzu, jeśli mogę Cię o coś prosić, to Ty także otrzyj swój miecz i go schowaj. Rozlew krwi niewinnych ludzi do niczego nie jest teraz Wam potrzebny. Dość już jej w Waszym kraju przelano. Więcej nie trzeba. Jeśli chcesz autentycznie zadbać o naród i jeśli chcesz zwyciężać, zmień narrację. Wymyśl się na nowo. Wydaje się, że wielki blok, jaki budujesz, jest dobry. Tylko nieco zmodyfikuj jego akcenty.
Władysławie zielony! Przez wiele miesięcy w Tobie pokładałem swoje nadzieje. Zresztą nie tylko ja. Ale narracja, jaką przyjmujesz w tych dniach, nie może mi się podobać. Ludowi też. Odwrócą się od Ciebie. Nie lepiej jest pozostawać „języczkiem u wagi"? Prędzej czy później i jedni, i drudzy zaczną zabiegać o Twoje względy. Uwierz mi i znajdź własną drogę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moje słowa to jak rzucanie grochem o ścianę. Może i je słyszycie, ale do niewielu docierają one naprawdę. Otwórzcie się zatem na nie. Apeluję o to po raz setny, a może nawet tysięczny. Miłujcie Waszych nieprzyjaciół! Módlcie się za nich, a dostaniecie swoją nagrodę.