Na ręce Łukasza Szumowskiego, ministra zdrowia, trafiło właśnie pismo związkowców z Solidarności działającej w NFZ, w którym domagają się podwyżek wynagrodzeń o co najmniej 20 proc., co tylko wyrówna ubytek ich pensji, które zostały zamrożone jeszcze w 2009 r. Od tamtej pory nie było systemowej podwyżki płac. Nawet wtedy, gdy w innych instytucjach rosły wynagrodzenia, w NFZ nic się nie zmieniało, bo jednym z pomysłów poprzedniego ministra zdrowia była likwidacja Funduszu.

Czytaj też: NIK: NFZ traci pracowników

Realizacja postulatu związkowców mogłaby kosztować nawet 70 mln zł rocznie, jeśli nie więcej, bo wieloletni pracownicy chcą nie tylko wyrównania skutków zamrożenia ich pensji, ale też realnych podwyżek wynagrodzeń. Argumentują to tym, że w NFZ zadań ciągle przybywa, a pracowników jest coraz mniej. Każdy, kto może, ucieka do prywatnej firmy, w której lepiej płacą za wiedzę wyuczoną na publicznej posadzie.

Związkowcy protestują także przeciwko nierównemu traktowaniu pracowników z długoletnim stażem w stosunku do nowo przyjmowanych do pracy. Problem polega na tym, że nowi pracownicy, mimo braku doświadczenia i wiedzy potrzebnej na ich stanowiskach, już na starcie dostają wynagrodzenia porównywalne z tymi, które otrzymują osoby zatrudnione w NFZ od wielu lat. Po zakończeniu okresu próbnego, by zatrzymać niedoświadczonego pracownika, Fundusz oferuje mu podwyżkę. Zdaniem związkowców to dyskryminacja pracowników z wieloletnim stażem i większym doświadczeniem zawodowym.

– Ostatnio doszło do bardzo niepokojącej sytuacji – mówi Bronisława Czarska-Marchelewicz, przewodnicząca komisji zakładowej NSZZ Solidarność działającej przy NFZ. – Dostaliśmy informację, że fundusz płac w NFZ wzrośnie o 20 mln zł, z czego połowa pieniędzy miała trafić do centrali, a druga do oddziałów wojewódzkich. Później okazało się, że pieniądze na wynagrodzenia dla osób zatrudnionych w oddziałach stopniały o prawie 2 mln zł i zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów administracyjnych. Z tych pieniędzy mogą zostać sfinansowane podwyżki, ale nie z całości. Oznacza to, że obiecany wzrost wynagrodzeń przełoży się np. na 30 zł podwyżki miesięcznie – mówi szefowa NSZZ „S" w NFZ. – Czujemy się oszukani. Dlatego, jeśli nie zostaną zrealizowane nasze postulaty, przeprowadzimy akcję strajkową. Mamy już kilka pomysłów na to, by nasz protest został zauważony przez opinię publiczną. Bez narażania życia i zdrowia pacjentów, których leczenie finansuje NFZ – dodaje Czarska-Marchelewicz.