Branża transportu drogowego boryka się z brakiem kierowców, choć w ostatnich latach ich wynagrodzenia wzrosły o jedną czwartą. Tylko w Polsce niedobór szacowany jest na 50 tys.
Przewoźnicy chętnie kupiliby więcej ciężarówek, ale nie mają dla nich obsady, zaś spedytorzy narzekają na brak samochodów.
– Od kilkunastu miesięcy zarówno na rynku krajowym, jak i międzynarodowym odnotowujemy duży wzrost obrotów. Początek roku przyniósł wzrost zgodny z naszymi prognozami, natomiast od kwietnia obserwujemy dalszy wzrost o ponad 20 proc. przy jednoczesnym dużym deficycie zasobów – przyznaje Arkadiusz Andruch, dyrektor frachtu drogowego FTL Rohlig Suus Logistics. – Tak duży popyt na usługi przy jednoczesnym deficycie kierowców i środków transportu w całej Europie jest dla wielu operatorów zupełnie nową sytuacją. Duża masa ładunkowa do zagospodarowania automatycznie przekłada się na koszty realizacji zleceń.
Weekend to biała plama
Spedytorzy spółki Omida wskazują, że najgorzej jest z załadunkami w czwartki i piątki z dostawą na poniedziałek. Podobnie trudno znaleźć wolny samochód między świętami, w weekendy, np. gdy załadunek wypada w niedzielę, brakuje aut w eksporcie na zachód i południe Europy. Są również kłopoty ze znalezieniem pojazdu na tzw. „przerzuty", czyli przewozy np. między Austrią i Niemcami, Austrią i Francją, Austrią i Włochami, Belgią i Francją lub Belgią i Wielką Brytanią.
Nie lepiej jest na kierunkach wschodnich, pozaunijnych (Ukraina, Białoruś, Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Mongolia, Tadżykistan, Turkmenistan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Bałkany). Brakuje samochodów zaraz po świętach oraz w poniedziałki. Właśnie w poniedziałki ciężarówki dopiero przyjeżdżają na odprawy do Polski, a po odprawach muszą jeszcze zostać rozładowane, więc realnie dostępne są od wtorku.