Korespondencja z Paryża
Fundacja znajduje się w zacisznym miejscu niedaleko Montparnasse’u. Dwie niewielkie sale usytuowane na pierwszym i drugim piętrze charakteryzują się dyskretnym, przytłumionym światłem, zmuszającym do oglądania wystawionych fotografii w dużym skupieniu. Panuje prawie klasztorna cisza i każda, nawet najbardziej dyskretna, rozmowa zdaje się zakłócać spokój zwiedzających.
W niedzielne deszczowe popołudnie niewiele osób zdobywa się na odwagę odwiedzenia tego urokliwego miejsca. Z łatwością podsłuchuję więc odbywające się na miejscu rozmowy. Uświadamiają mi one, jak często założenia przyjęte z góry ograniczają nasze zdolności obserwacji w kontakcie ze sztuką, zwłaszcza z tą, z którą spotykamy się po raz pierwszy.
Na wystawie Zbigniewa Dłubaka, zmarłego w 2005 r. teoretyka sztuki, malarza i fotografa, nieliczne rysunki i gwasze przeplatają się ze zdjęciami. Jedna z niewielkich prac wykonanych w zgaszonej gamie barw może się kojarzyć pod względem formalnym z późnym malarstwem Marka Rothki. Najwidoczniej to pozorne podobieństwo przemawia do wyobraźni sympatycznej starszej pani w skupieniu oglądającej wystawę, gdyż nagle słyszę zdanie: „Wolę jego malarstwo niż fotografię…” oraz krótkie podsumowanie: „Jest zupełnie nieznany”.
Prowokuje to mnie do interwencji i przypomnienia banalnego faktu, że wieloletnie istnienie tzw. żelaznej kurtyny wytworzyło sytuację, w której osobistości uznawane za wybitne po jednej stronie nigdy nie zdobyły uznania po drugiej stronie. Budzi to lekkie zdziwienie i wręcz opór mojej przypadkowej rozmówczyni. Trudno mi ją posądzić o brak dobrej woli, zdaję sobie sprawę, że ponowne napisanie historii jest procesem żmudnym i skomplikowanym.