Miliarder, który rozumie biedę

Cruz i Kasich wycofują się z gry, Trump pewny nominacji. Amerykański system polityczny w głębokim kryzysie.

Aktualizacja: 05.05.2016 06:54 Publikacja: 04.05.2016 18:56

Wygrywając w Indianie, Donald Trump po raz kolejny ograł establishment republikanów

Wygrywając w Indianie, Donald Trump po raz kolejny ograł establishment republikanów

Foto: AFP

– Jestem w szoku. Jeszcze dwa tygodnie temu Cruz prowadził w Indianie z Trumpem kilkunastoma punktami procentowymi. Nie sądziłem, że poziom frustracji jest w naszym stanie tak wielki – przyznaje „Rz" Andrew Falk, ekspert Sagamore Institute w Indianapolis.

Ted Cruz zrobił wszystko, aby wygrać we wtorkowych prawyborach w Indianie. Widział w tym ostatnią szansę na powstrzymanie nowojorskiego miliardera przed uzyskaniem nominacji republikanów w walce o prezydenturę. Ostatnie dwa tygodnie senator z Teksasu spędził więc na wiecach na tej głębokiej prowincji Ameryki, wydając milion dolarów na reklamy. Na ostatniej prostej porzucił nawet zwykle wstrzemięźliwy styl i sięgnął po język, którego do tej pory używał tylko jego rywal. Gdy więc Trump zasugerował, że ojciec Cruza był powiązany z zabójcą prezydenta Johna F. Kennedy'ego Lee Harveyem Oswaldem, ten nazwał miliardera seryjnym mordercą, który chwalił się licznymi zdradami, a także zmaganiem się z chorobami wenerycznymi.

Ale nawet to na nic się zdało.

– Do tego boju rzuciliśmy wszystkie siły, ale wyborcy chcieli inaczej. Wycofuję się więc z kampanii – ogłosił w nocy z wtorku na środę wyraźnie przybity senator. Parę godzin później to samo zrobił ostatni rywal Trumpa, gubernator Ohio John Kasich.

Okazało się, że Trump pokonał Cruza w Indianie aż 15 pkt proc. I choć brakuje mu jeszcze 190 delegatów do zdobycia republikańskiej nominacji (ma ich od wtorku 1047), to jego wygrana jest przesądzona. Do końca czerwca prawybory będą przecież prowadzone jeszcze w kilkunastu stanach, w tym tak ważnych jak Kalifornia.

– Tak jak Trump, Cruz też przedstawiał się jako outsider. Ale znacznie gorzej wyczuwał nastroje ludzi. I co równie ważne, wyborcy mają tendencję do przyłączania się do zwycięzcy, więc kampania Trumpa staje się samonakręcającą się success story – uważa Andrew Falk.

Od 1952 r., gdy wybory prezydenckie wygrał Dwight Eisenhower, nominacji jednej z dwóch głównych partii nie otrzymał polityk bez doświadczenia w sprawowaniu władzy. Jednak to właśnie Trump ze szczytu 202-metrowej Trump Tower na Manhattanie, gdzie ma mieszkanie, najlepiej wyczuł rosnącą frustrację przeciętnych Amerykanów, o której mówi Falk. Zrozumiał, jak bardzo pracownicy wielkich zakładów przemysłowych są wściekli na establishment polityczny, który składa wiele obietnic, ale nie spełnia prawie żadnych. Bo choć USA wyszły z kryzysu, to miliony Amerykanów wciąż nie mogą spłacić kredytów, kupić domu, wyjechać na wakacje, zdobyć przyzwoitej pensji.

Zwłaszcza mężczyźni w średnim wieku za ten stan rzeczy obwinianiają nowe grupy, które pojawiły się na rynku pracy w ostatnim pokoleniu: kolorowych i kobiety. W samej Indianie w 1970 r. biali stanowili 81 proc. mieszkańców, dziś jest ich ledwie 60 proc.

Trump okazał się pierwszym politykiem, który zaczął o tym otwarcie mówić. Tłumy zaczęły go uwielbiać, gdy Meksykanów nazwał gwałcicielami, a dziennikarce Fox powiedział, że zachowuje się agresywnie, bo zapewne ma okres. Od tego momentu już nic nie mogło mu zaszkodzić, nawet wyśmiewanie takich bohaterów Ameryki jak John McCain.

Ale koszt tej strategii jest ogromny. Co prawda po wielu miesiącach zwalczania Trumpa aparat Partii Republikańskiej oficjalnie poparł jego kandydaturę – powiedział o tym przewodniczący Reince Priebus. Jednak takie radykalne propozycje, jak zakaz wjazdu dla wszystkich muzułmanów czy zabijanie rodzin terrorystów, spowodowały, że Trump zbudował negatywny elektorat, jakiego nie miał żaden liczący się polityk w USA. Popiera go ledwie 29 proc. białych kobiet i 23 proc. osób z wykształceniem średnim lub wyższym. Coraz dłuższa jest też lista czołowych polityków republikańskich, którzy wolą głosować na Clinton, niż oddać los Ameryki w tak nieodpowiedzialne ręce. Charakterystyczne, że ogłaszając wycofanie się wyborów, Cruz nie tylko nie poparł swojego rywala, ale w ogóle o nim nie wspomniał. Bracia Koch, druga najbogatsza rodzina Ameryki, którzy zawsze popierali konserwatystów, tym razem także przyznali, że pomogą finansować kampanię Hillary Clinton.

Ostatnie sondaże pokazują, że 8 listopada była sekretarz stanu ma zwycięstwo w kieszeni: może liczyć na 46,6 proc. głosów wobec 39,9 proc. na Trumpa. Ale Andrew Falk ostrzega: – Nam w Indianie jeszcze kilkanaście dni temu wydawało się, że Trump nie ma szans. Ten człowiek ma niezwykłe wyczucie polityki.

W ostatnich dniach Trump zjadł lunch z Edwardem Klei- nem, autorem kilku książek ujawniających skandale związane z Hillary i jej mężem. – Jej przeszłość to rzecz najważniejsza, nie to, co chce zrobić w przyszłości – stwierdził Trump w wywiadzie dla „Washington Post".

Taki plan gry może zaprowadzić Trumpa daleko: od funduszu inwestycyjnego Whitewater, gdy Bill Clinton był gubernatorem Arkansas, poprzez reformę opieki zdrowotnej bezskutecznie podjętą przez Hillary, gdy jej mąż był prezydentem, romans Billa z Monicą Lewinsky, aż po kontrowersyjny bilans byłej pierwszej damy na czele Departamentu Stanu i używanie przez nią e-maila bez zabezpieczeń przy przesyłaniu poufnych informacji – kandydatka demokratów ma wiele niejasnych epizodów w swojej karierze. Z Trumpem jest podobnie, ale on błędy popełniał na własny rachunek, bo w polityce robi pierwsze kroki. To, paradoksalnie, może się okazać jego atutem.

– Jestem w szoku. Jeszcze dwa tygodnie temu Cruz prowadził w Indianie z Trumpem kilkunastoma punktami procentowymi. Nie sądziłem, że poziom frustracji jest w naszym stanie tak wielki – przyznaje „Rz" Andrew Falk, ekspert Sagamore Institute w Indianapolis.

Ted Cruz zrobił wszystko, aby wygrać we wtorkowych prawyborach w Indianie. Widział w tym ostatnią szansę na powstrzymanie nowojorskiego miliardera przed uzyskaniem nominacji republikanów w walce o prezydenturę. Ostatnie dwa tygodnie senator z Teksasu spędził więc na wiecach na tej głębokiej prowincji Ameryki, wydając milion dolarów na reklamy. Na ostatniej prostej porzucił nawet zwykle wstrzemięźliwy styl i sięgnął po język, którego do tej pory używał tylko jego rywal. Gdy więc Trump zasugerował, że ojciec Cruza był powiązany z zabójcą prezydenta Johna F. Kennedy'ego Lee Harveyem Oswaldem, ten nazwał miliardera seryjnym mordercą, który chwalił się licznymi zdradami, a także zmaganiem się z chorobami wenerycznymi.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779