Aplikant musi terminować, a nie kuć - adwokat o kształceniu przyszłych adwokatów

Strumień pieniędzy należy skierować wprost do patronów.

Aktualizacja: 16.12.2017 17:55 Publikacja: 16.12.2017 13:01

Aplikant musi terminować, a nie kuć - adwokat o kształceniu przyszłych adwokatów

Foto: 123RF

Tylko powrót prawdziwego patronatu daje gwarancję wysokiego poziomu kształcenia przyszłych adwokatów, a zatem również bezpieczeństwa obywateli i dobrej jakości usług prawnych. Aby do tego wrócić, strumień pieniędzy należy skierować wprost do patronów.

„Aplikacja powinna być także akademicka" – tym postulatem Ministerstwo Sprawiedliwości postawiło tezę, że obecny model aplikacji wymaga zmiany. Co do tego pełna zgoda. Obecna aplikacja bardzo mało daje aplikantom, a jeszcze mniej patronom. W czasach przed uwolnieniem dostępu do zawodu aplikanci byli z nimi bardzo związani i mogli od nich wiele czerpać. Teraz patronat często jest fikcyjny.

Wykład, wykład ponad wszystko

Sam z dużą sympatią wspominam swoją relację z moim patronem, który był nieustępliwy w krzewieniu wiedzy oraz plenieniu błędów na przykładzie żywego organizmu, jakim był kierowany do mnie klient. Był jednak chlubnym wyjątkiem na tle pozostałych patronów. Z jednej strony dokuczliwy, wymagał bowiem pełnego oddania, a z drugiej strony szczodrze dzielił się ze mną wiedzą i dawał w tym względzie przewagę nad kolegami u progu kariery adwokackiej.

Aby jednak adwokaci seniorzy stali się na powrót rzeczywistymi mentorami, muszą zostać właściwie docenieni przez system. Przyjęcie aplikanta powinno wiązać się z rzeczywistą rekompensatą finansową dla patronów, do których powinna być dystrybuowana większość opłaty za aplikację. Pozostała niewielka część może pozostać przy samorządzie, aby w cyklu półrocznym, czy też rocznym, sprawdzał postępy aplikantów. Samorząd zwolniony byłby z organizacji zajęć teoretycznych, lub też organizowałby je w znacznie mniejszym wymiarze godzin.

Według obecnych założeń, aplikant przede wszystkim spędza czas na wykładach, na których sprawdzana jest obecność i wymagana niemalże stuprocentowa frekwencja. Ilość godzin zajęć teoretycznych w znacznym stopniu komplikuje mu podjęcie pracy zarobkowej, ale także wywiązywanie się z obowiązków w kancelarii, jeżeli akurat odbywa rzeczywistą aplikację praktyczną. Obecność na wykładzie jest więc wartością nadrzędną, większą niż zdobywanie wiedzy praktycznej, nawet jeśli jest tak możliwość. Zgłoszenie nazwiska patrona jest obowiązkowe, jednak system w żaden sposób nie weryfikuje, jak naprawdę wyglądają ich relacje i czy patron poświęca wystarczająca ilość czasu i uwagi swojemu aplikantowi. Z drugiej strony trudno mieć mu to za złe w sytuacji, gdy system oczekuje, że patron poświęci swój czas i czas przeznaczony na klientów dla idei kształcenia przyszłych adwokatów, jeżeli nie może liczyć na jakąkolwiek rekompensatę z tego tytułu.

Taki model odbywania aplikacji prowadzi do wypaczeń. Patroni są jedynie papierowi, a aplikanci uczą się zawodu nierzadko tylko poprzez zajęcia teoretyczne. Znam wiele osób, które dopiero na egzaminie końcowym pisały swoją pierwszą apelację w życiu.

Nie trzeba chyba tłumaczyć, że żadna aplikacja teoretyczna, czy to akademicka, czy też samorządowa, nie nauczy napisania apelacji, a co dopiero dobrej. Żadna aplikacja teoretyczna nie nauczy, jak zachowywać się w sądzie, jak reagować w sądzie na sytuacje stresowe, jak obsługiwać klientów, jak się z nimi rozliczać, co jest nieetyczne, a co jest zgodne z etyką, czy w końcu, jak wyceniać swoje usługi. Tego wszystkiego może nauczyć tylko codzienne obcowanie z klientem przy nadzorze patrona.

Utyskiwania aplikantów, że obecny egzamin zawodowy jest trudny, wyczerpujący i należy umożliwić jego zmianę poprzez zaliczanie każdego egzaminu z osobna, świadczy o braku zrozumienia, z czym trzeba się mierzyć w codziennej praktyce adwokackiej.

Mentor nauczy, mentor pomoże

Obecny system kształcenia aplikantów został ukształtowany na rynku, na którym było bardzo mało adwokatów z uprawnieniami do bycia patronem, a stosunkowo dużo aplikantów, których z każdym rokiem przybywało. W praktyce nie istniała więc odpowiednia liczba patronów, którzy chcieliby przyjąć aplikanta pod swoje skrzydła i poświęcić mu odpowiednio dużo czasu.

W takiej rzeczywistości oczywistym było, że główny nacisk położyć trzeba było na zajęcia teoretyczne, gdzie jedna osoba jest w stanie przekazać w jednym czasie wiedzę dużej grupie aplikantów. Dzisiaj pierwsi adepci, którzy weszli do zawodu z tzw. otwartej ścieżki, mają już osiem lat doświadczenia i mogą być patronami dla napływających młodszych kolegów. Dysproporcja pomiędzy adwokatami a aplikantami się zatarła i nawet jeśli nie każdy ma chęć albo zdolności do zostania mentorem, to każdy aplikant powinien być w stanie znaleźć patrona, szczególnie gdyby taki patron otrzymywał pokrycie kosztów jego kształcenia z puli pieniędzy stanowiących opłatę za aplikację.

Rzeczywisty patron i praca codziennie u boku mentora to jedyna metoda wykształcenia adwokata, który po ukończeniu aplikacji może samodzielnie oferować swoje usługi. Usługi, których wykonawcą był już kilkadziesiąt razy pod okiem patrona. Co więcej, więź zbudowana z patronem, o czym niestety nie wie większość obecnych aplikantów, jest ogromną wartością i wsparciem na początku samodzielnej drogi zawodowej. W trudnej sprawie jest się kogo spytać o zdanie i ma się zaufanie, że zdanie patrona może być słuszne.

Z pewną podejrzliwością

Moja praktyka zdobyta dzięki patronowi, tak samo jak praktyka moich kolegów z roku spowodowała, że nikt z nas nie bał się końcowego egzaminu pisemnego, mimo że trwał kilka dni, bo te apelacje czy umowy pisaliśmy przecież wcześniej wiele razy.

Cieszę się, że minister sprawiedliwości wywołał ten temat, ponieważ trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu obecny system umożliwia zdobycie realnej wiedzy do wykorzystania w praktyce. Nie ujmuję niczego ośrodkom akademickim, bardzo jednak wątpię, że mogą być one być ku temu drogą. Chyba każdy prawnik przyzna, że tak jak był „zielony" w dniu obrony pracy magisterskiej, nie był nigdy później, a egzamin wstępny na aplikację wymaga znacznego wysiłku nawet jeśli student zakończył studia z wyróżnieniem.

Z drugiej jednak strony troskę ministerstwa odbieram z podejrzliwością. To ministerstwo bowiem wdraża rozwiązania, w których promuje prawników bez żadnej aplikacji, a nawet nieprawników, zezwalając im na świadczenie usług prawnych, gdy nie posiadają ku temu żadnych kwalifikacji. Powstaje zatem pytanie, czy świetnie wykształceni aplikanci w ogóle znajdą swoje miejsce na rynku. A jeśli tak, to jaka jest motywacja do tego, by starać się być jak najlepszym w swoim zawodzie? Tylko misja, etyka, które mogą być wpojone przez patrona.

Autor jest wrocławskim adwokatem

Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd Tuska w sprawie KRS goni króliczka i nie chce go złapać
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy tylko PO ucywilizuje lewicę? Aborcyjny happening Katarzyny Kotuli
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Trybunał i ochrona życia. Kluczowy punkt odniesienia
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ministra, premier i kakofonia w sprawach pracy