W miniony wtorek, 20 czerwca w samo południe, ważyły się losy reformy Krajowej Rady Sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości. Trybunał Konstytucyjny miał bowiem rozstrzygnąć spór pomiędzy sędziami a ministrem sprawiedliwości. Pierwsi od wielu miesięcy protestują przeciwko reformie autorstwa Zbigniewa Ziobry; minister za wszelką cenę chce i Radę, i sądy zreformować po swojemu. Na ten wyrok czekali więc wszyscy – i przeciwnicy reformy, i jej zwolennicy. Już kilka dni przed terminem rozprawy spekulowano, co zrobi Trybunał. Minister nawet wycofał z bloku głosowań oba projekty (o zmianie KRS i prawa o ustroju sądów powszechnych), pokazując w ten sposób, że zanim zostaną uchwalone, Sejm chce mieć gwarancję, że to, co proponują, jest zgodne z konstytucją.

Sędziowie przez chwilę mieli więc nadzieję, że uda się reformę odwrócić, a przynajmniej złagodzić. Taki pogląd prezentowali jednak najwięksi optymiści. Do większości bowiem docierały informacje z TK, że skład sędziowski do rozstrzygnięcia tej sprawy jest zmieniany, żeby nie powiedzieć: starannie kompletowany.

Losów reformy nie udało się zmienić. Trybunał poparł wniosek ministra i uznał, że obecna Rada, głównie jej część sędziowska, jest niekonstytucyjna. W ten sposób dał zielone światło ministrowi: jak chce reformować, to ma do tego pełne prawo. Z prawa tego minister pewnie chętnie skorzysta. Wprawdzie na ostatnim posiedzeniu Sejmu do głosowań nie doszło, ale jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", odbędą się na początku lipca. I niekonstytucyjne, zdaniem TK, przepisy zastąpią nowe. Tylko czy zgodne z konstytucją? Wielu ekspertów jest pewnych, że nie. Wszystko wskazuje więc na to, że i one mogą trafić przed oblicze Trybunału. Pytanie, czy Trybunał, kiedy pojawi się taki wniosek, ale autorstwa np. KRS, rozpozna go tak szybko i należycie starannie.

W całej tej sprawie niepokoi kilka rzeczy. Najważniejsza to ta, że od kilkunastu miesięcy słyszymy o sądach głównie w kontekście politycznym. Nie mniej ważny jest chaos prawny wywołany konfliktem ministra z sędziami. Władza wykonawcza respektuje wyroki TK bez względu na skład, w jakim zapadły. Sędziowie część kwestionują. To rodzi obawy, że nie będą ich stosować. Chaos więc murowany. Tylko co jest winny zwykły obywatel, który przychodzi do sądu? Niezainteresowany życiem politycznym, nawet nie wie, o co w całej sprawie chodzi. Słyszy o konflikcie i nabiera obaw, czy to właśnie on za niego nie zapłaci. Może więc obie strony zakopią topór wojenny? Niech jedyny stres w sądzie wiąże się ze stanięciem przed obliczem Temidy, a nie z niepewnością, kto ją akurat reprezentuje.