W 2009 r. w finale Miss Ameryka główna pretendentka Carrie Prejean zapytana przez członka jury geja-celebrytę, co sądzi o małżeństwach osób tej samej płci, zawahała się. Miała 21 lat, wyrosła w biedzie. Wiedziała, że jeśli odpowie zgodnie z sumieniem, przegra. Odpowiedziała, że jest za małżeństwem jako związkiem kobiety i mężczyzny. Juror gej-celebryta wpadł w furię, nazywając ja „głupią suką". Prejean została wicemiss, dodając: „Powiedziałam to, w co wierzę i co jest prawdziwe"...
W marcu w Weronie odbył się XIII Światowy Kongres Rodzin. Środowiska gejowskie, feministyczne i proaborcyjne oskarżyły go o faszyzm, homofobię, seksizm etc. Wezwano do bojkotu hoteli goszczących uczestników kongresu, zastraszając tłumaczy i prelegentów. Przejawem „homofobii" był panel „Piękno małżeństwa", a inny, „Wzrost i kryzys demograficzny", atakiem na prawo kobiet do aborcji. Rektor miejscowego Uniwersytetu odmówił wynajęcia sal. Biskup Werony umył ręce, rząd się podzielił, a watykański sekretarz stanu oświadczył: „Zgadzam się co do istoty Kongresu, ale nie używanych metod". A zatem winni byli i napastnicy, i ofiara.
Szykanowani, zwalniani
Organizacje promujące małżeństwo kobiet i mężczyzn czy sprzeciwiające się homoseksualnej adopcji dzieci tracą przywileje podatkowe. Wspierający je datkami są tropieni, upokarzani, zwalniani z pracy.
Nieprecyzyjne pojęcia „dyskryminacji", „homofobii" czy „transfobii" stają się narzędziem w walce politycznej liberalnej lewicy, mianującej się moralnie wyższościową, gdzie strach przed „wykluczeniem innego" podtrzymuje ich moralną misję „włączania".
To sentymentalny moralizm, pławienie się w oburzeniu złem innych, gdzie nie sprawiedliwość jest celem, lecz samouwielbienie w moralnej dobroci. Stwierdzenie, że „małżeństwo gejowskie" nie jest mądrym sposobem redefiniowania instytucji, nawet w kulturach z powszechną obecnością homoseksualizmu, jak starożytna Grecja, traktowanej jako koniecznej dla trwania społeczeństwa – wywołuje przerażenie liberalnego establishmentu, kończąc karierę w uniwersytetach, korporacjach, organach międzynarodowych. Rewolucja seksualna dawno temu utraciła powab rozwalania tabu skrywającego jakąś tajemnicę blokującą emancypację ku prawdziwemu człowieczeństwu.
Stała się, pisze R.R.Reno, narzędziem wymuszania ideologicznego konformizmu z ruchem LGBT, zaczynającym wyznaczać standardy jego społecznego funkcjonowania, osiągając fazę jakobińskiego zacietrzewienia, żądajac reedukacji nieakceptujących jej aksjologii, i w razie oporu –publicznego eliminowania. Coś, co miało być w latach 60. afirmacją „wolnej miłości" w imię tolerancji i różnorodności, przemieniło się w bezwzględny projekt polityczny. Państwo liberalne staje się ponownie państwem „wyznaniowym" z bożkiem rewolucji seksualnej, karzącym dysydentów i definiującym dopuszczalną treść wyznań innych.