Choć od oświecenia minęły już dwa stulecia, w myśleniu wielu przedstawicieli liberalnej lewicy wciąż pokutuje przekonanie o tym, że systemy oparte na racjonalizmie lepiej sprawdzają się w politycznej praktyce niż te, które wywodzą wartości z religii. Doskonałym tego przykładem jest Jakub Bierzyński, który by udowodnić, że religia wcale nie jest do niczego potrzebna, a szczególnie do wpajania obywatelom moralności, wylicza, że zabójstw i rozwodów w społeczeństwach religijnych jest tyle samo co w tych zlaicyzowanych. Powołując się na dane statystyczne, stwierdza też, że w krajach bardziej religijnych jakość życia jest niższa niż w tych ateistycznych – zupełnie jakby dało się zamożność społeczeństw sprowadzić wyłącznie do jednego czynnika, zapominając o determinantach historycznych, społecznych czy ekonomicznych. I tak dochodzi do prostego wniosku, że trzeba przypomnieć, że oświecenie właśnie w opozycji do religii zbudowało dzisiejszą liberalną demokrację.