Najpierw Donald Trump w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oskarżył Chiny o mieszanie się w zbliżające się amerykańskie wybory. Później ten sam zarzut ponowił wiceprezydent Mike Pence, uznając, że skala chińskiej ingerencji przekracza tę stosowaną wcześniej przez Rosjan i jej celem jest zmiana prezydenta USA. Główne media amerykańskie uznały obie wypowiedzi za powrót do zimnowojennej retoryki i dowód nasilającego się konfliktu geopolitycznego między dwoma mocarstwami. Pence wymienił cały katalog chińskich win. Uznał, że stosują ekonomiczną agresję, aby budować potencjał geopolityczny i militarny. Wymuszają na amerykańskich korporacjach, aby przekazywały sekrety technologiczne, jeśli chcą uzyskać dostęp do tamtejszego rynku. W sposób masowy kradną technologie.
Wypychani z Bałkanów
Już niemal rok temu w jednym ze swoich przemówień prezydent USA uznał Państwo Środka za strategicznego rywala. W czerwcu nałożył karne cła na import z Chin o wartości 34 mld dol., we wrześniu poszerzył te środki o kolejne 200 mld dol. importowanych dóbr oraz zapowiedział nałożenie dalszych sankcji na pozostałą kwotę importu, która w sumie w ciągu roku przekracza 500 mld dol.
Celem Trumpa jest nie tylko ochrona miejsc pracy w Ameryce, ale przede wszystkim uderzenie w podstawy rozwoju gospodarczego rywala. Chodzi o ograniczenie inwestycji zagranicznych w tym kraju, a tym samym zmniejszenie skali przekazywania technologii. Celem jest przerwanie globalnego łańcucha produkcji, w ramach którego firmy chińskie nie tylko produkują pracochłonne i mało rozwinięte technologicznie produkty, ale coraz bardziej specjalizują się w tzw. dobrach kapitałowych, a więc bardziej zaawansowanych komponentach używanych w rozmaitych branżach (m.in. telekomunikacji, przemyśle samochodowym, maszynowym itp.). Wcześniej amerykańscy negocjatorzy przedstawili Chinom ponad 140 oczekiwań, które miały nie tylko ograniczać nadwyżkę eksportową tego kraju, ale i faktycznie uczynić niemożliwymi do osiągnięcia ambitne cele rozwoju technologicznego, znane jako „Made in China 2025”.
Dodać należy, że Stany Zjednoczone coraz energiczniej przeciwdziałają przejmowaniu amerykańskich firm przez chińskich inwestorów w celu zdobycia unikalnej technologii. Administracja rozważa ograniczenie możliwości studiowania Chińczyków na uczelniach w Stanach, zwłaszcza na kierunkach mających duże znaczenie dla technologii przemysłowych i wojskowych. W USA trwa ożywiona debata wokół instytutów Konfucjusza, które promują chińską kulturę, a także wokół chińskiej imigracji. Są one podejrzewane o wywieranie nadmiernego wpływu politycznego. USA sprzedały niedawno uzbrojenie dla Tajwanu o wartości ponad 300 mld dol., a jednocześnie nałożyły sankcję na Chiny za kupowanie nowoczesnej broni z Rosji. Te wszystkie działania wykraczają poza chęć uporządkowania relacji handlowych.
Chiny odpowiedziały własnymi sankcjami i przygotowują gospodarkę na możliwe skutki wojny handlowej. Przypominają Amerykanom o swych wpływach na Półwyspie Koreańskim, a także zacieśniają relacje strategiczne z Rosją. We wrześniu odbyły się wspólne manewry „Wostok”, największe na terenie Rosji od roku 1981. Pogarszające się relacje Rosji z USA ułatwiają rozwój współpracy między Moskwą a Pekinem. Zapowiedź wycofania Waszyngtonu z układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu zapewne tę kooperację zacieśni. Ponadto Chiny starają się wbić klin w relacje sojusznicze Zachodu, zwłaszcza między USA a Europę Zachodnią. Są też aktywne w samej Europie, zwłaszcza Środkowo-Wschodniej i na Bałkanach.