Awantura, do której doszło w warszawskim mieszkaniu w dzielnicy Wilanów, miała mieć podłoże osobiste

Śledztwo w sprawie dźgnięcia nożem, do jakiego miało dojść w sylwestrową noc w domu posła Przemysława Czarneckiego z Prawa i Sprawiedliwości, prowadziła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Poszkodowany twierdził, że został zaatakowany przez polityka. Czarnecki zaprzeczył tej wersji.

- W sylwestrowy wieczór byliśmy we trójkę. Ja, moja żona i nasz znajomy, chrzestny córki. Mężczyzna według mojej wiedzy rozciął sobie dłoń. Podobno mnie za to obwinia, ale to nieprawda, gdyż nawet nie byłem bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Był pijany, gdy przyjechała policja, miał bodajże 2,3 promila. A ja byłem całkowicie trzeźwy. Nie chcę opowiadać, jak wyglądała ta sytuacja, gdyż jestem świadkiem w tej sprawie. Zresztą to dotyczy moich osobistych rodzinnych spraw, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać publicznie - tłumaczył Czarnecki kilka dni po wydarzeniu.

TVN24 informuje, że po trwającym niemal dwa lata śledztwie prokuratura sporządziła akt oskarżenia. Poseł PiS został oskarżony o przestępstwo z artykułu 157 kodeksu karnego, paragraf 1. ("Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia inny niż określony w artykule 156, par 1, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat")

Przemysław Czarnecki jest synem eurodeputowanego PiS Ryszarda Czarneckiego.