W sobotę w Białymstoku zorganizowano pierwszy w historii miasta Marsz Równości, którego uczestnicy byli atakowani przez kontrmanifestantów - m.in. zorganizowane grupy pseudokibiców, którzy palili tęczowe flagi i rzucali w uczestników marszu petardami i kamieniami. Co najmniej dwie osoby - w tym 14-letni chłopak - zostały pobite. W związku z wydarzeniami w Białymstoku zatrzymano 25 osób, policja szuka kolejnych osób atakujących uczestników Marszu.

- Wydarzenia z Białegostoku pokazują do czego prowadzi tolerowanie tego typu zachowań - ocenił Bartoszewski, który skrytykował m.in. ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego za jego słowa o tym, że demonstracje takie jak Marsz Równości wywołują poważny opór społeczny i należałoby się zastanowić, czy należy zgadzać się na tego typu manifestacje. - Jeśli minister rządu twierdzi, że należy uniemożliwić parady LGBT, gdyż według niego powodują one agresję, nienawiść i zachowania kryminalne, to jest rzecz absolutnie nieprawdopodobna - ocenił Bartoszewski.

- Moim zdaniem, policji było za mało, choć robiła co mogła. Mogli nie spodziewać się tego typu agresji. Krzyczenie na tłum to jedno, ale rzucanie rac i kamieni to drugie - dodał.

Bartoszewski odniósł się też do zapowiedzianego przez lewicę marszu sprzeciwu wobec przemocy, do jakiego ma dojść za tydzień w Białymstoku. - Marsz niezgody na przemoc jest potrzebny. Nie ma możliwości, żeby w Polsce tolerować enklawy quasi-faszystowskie - stwierdził.

- Nie może być tak, że robimy sobie strefy wolne od LGBT. To jest szykanowanie ludzi - dodał.