Gdyby wybory do Bundestagu miały się odbyć dzisiaj, wygrałaby je osłabiona CDU/CSU z 26 proc. głosów. Na drugim miejscu mogliby się uplasować Zieloni z wynikiem 19 proc., wyprzedzając o dwa punkty Alternatywę dla Niemiec (AfD) oraz aż o cztery SPD – wynika z sondażu „Frankfurter Allgemeine Zeitung". Inne sondaże przewidują nawet 21 proc. dla Zielonych.
To świadczy o możliwości poważnych przesunięć na niemieckiej scenie politycznej. Zaledwie przed rokiem z 8,9 proc. Zieloni zajęli przedostatnie miejsce wśród ugrupowań, które weszły do Bundestagu. Tuż za nimi była CSU, która działa wyłącznie w Bawarii.
Niemieckie media zastanawiają się nad niesamowitym wzrostem popularności Zielonych, co może zachwiać koalicyjnym rządem Angeli Merkel. CSU poniosła właśnie druzgocącą porażkę w wyborach do parlamentu Bawarii. W mateczniku niemieckiego konserwatyzmu Zieloni uplasowali się na drugim miejscu, mimo iż w sprawach imigracji mają przeciwstawny pogląd do restrykcyjnych pomysłów CSU, nie mówiąc już o AfD.
Kolejna niespodzianka oczekiwana jest w niedzielę w Hesji. Wszystko wskazuje na to, że CDU poniesie tam klęskę. Rządzi tam od czterech lat w koalicji z Zielonymi. Sondaże wskazują na zwycięstwo Zielonych, którzy rezygnując z obecnego sojuszu, mogą utworzyć koalicję z SPD i jeżeli zabraknie większości, dokooptować Die Linke (Lewica).
– Granica pomiędzy stabilizacją a lewicowym eksperymentem jest bardzo cienka – ostrzega Merkel. Premier Hesji Volker Bouffier (CDU) bije na alarm, twierdząc, że taki sojusz zakończy się tragicznie dla gospodarki jednego z najbardziej uprzemysłowionych landów Niemiec. Mało to prawdopodobne, ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, że konsekwencje stałego wzrostu popularności Zielonych mogą przypieczętować polityczny los pani kanclerz.