Jego kandydaturę na jedynce rzeszowskiej listy zatwierdził Komitet Polityczny PiS. Zgodził się jednak, by do czasu zarejestrowania list w Państwowej Komisji Wyborczej (termin mija we wtorek o północy), decyzję o zmianach jednoosobowo podejmował prezes Jarosław Kaczyński.
Przez ostatnie kilkanaście dni przed jego gabinetem w siedzibie partii ustawiała się kolejka osób, które uważały się za pokrzywdzone swoim miejscem lub skreśleniem z kandydowania. Prof. Józefa Hrynkiewicz, która w 2011 r. weszła do Sejmu w ramach koncepcji poszerzenia list o naukowców, przyszła z argumentem w postaci analizy prof. Waldemara Parucha. Wynikało z niej, że przesunięta z jedynki na dwójkę nie ma szans na mandat.
W PiS żartują, że Paruch podparł swoje wyliczenia własnym doświadczeniem. Sam przed czterema laty nie dostał się z dwójki w sąsiednim okręgu na Podkarpaciu. Hrynkiewicz, która w PiS jest ekspertem od spraw emerytalnych i społecznych, również nie zbudowała w regionie osobistej popularności. W zeszłym roku w eurowyborach jako jedna z dwóch kandydatów PiS w całym kraju zdobyła poniżej tysiąca głosów. Kaczyński uznał jednak argumenty profesor i zmienił kolejność listy.
Tuż przed rejestracją Ortyl dowiedział się, że będzie dwójką. Wtedy poinformował partię, że nie kandyduje. Oficjalnie nie chciał destabilizować sytuacji w zarządzie województwa. – Nie chcemy stracić władzy przez niepokoje związane ze składaniem mandatów radnych wojewódzkich – przekonuje bliski współpracownik prezesa PiS.
Sam Ortyl w rozmowie z nami wypowiada się w podobnym tonie. Pytany o Hrynkiewicz nie zaprzecza. – Wszystkie rzeczy się waży, ale najważniejsza była kwestia stabilności w regionie. Cały zarząd nie mógł startować. Reprezentuje go Wojciech Buczak – wskazuje.