Niemieckie władze czynią wszystko, aby obecność w Hamburgu tysięcy demonstrantów, alterglobalistów, zakapturzonych autonomów, czyli agresywnych lewaków, ekstremalnych ekologów, walczących z gentryfikacją, przeciwników zbrojeń, broni atomowej, energetyki nuklearnej, przedstawicieli Kościołów walczących z ubóstwem, przeciwników kapitalizmu, walczących o prawa imigrantów, ruchów w pokojowych i wielu innych przeciwników obecnego porządku nie doprowadziła do zamieszek, chaosu i walk ulicznych na oczach całego świata.
W końcu przybywający do Hamburga przywódcy reprezentują kraje, w których mieszkają dwie trzecie ludności globu i które stanowią w sumie trzy czwarte potencjału gospodarczego naszej cywilizacji.
Lewacy z Rote Flora
Spora cześć demonstrantów marzy o tym, aby przekształcić protest w uliczne walki z policją, tak jak to miało miejsce w Genui w 2001 roku, kiedy to sytuacja wymknęła się spod kontroli, płonęły samochody i sklepy, a jeden z demonstrantów zginął z rąk policjanta. Niemiecka policja jest zdania, że tak agresywnych i zdecydowanych na wszystko demonstrantów jest ok. 8 tys., przybywają z całej Europy. W Niemczech jest ich najwięcej. To w tym kraju ugruntowała się silna tradycja ulicznych protestów kończących się starciami z policją.
Do rangi symbolu urosły regularne walki uliczne policji z lewakami w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg w dniu 1 maja. Pożary, krążące nad centrum zamieszek helikoptery i oddziały policji ściągane z całych niemal Niemiec.
Taki scenariusz może się powtórzyć w Hamburgu. Jest to druga po Berlinie niemiecka metropolia, w której koncentruje się największy potencjał wrogości wobec systemu społecznego.