Czy już teraz można powiedzieć, że coś zmieniło się w wyniku protestów po decyzji TK?

To co na pewno się dokonało i czemu nie da się zaprzeczyć, to fakt, że PiS decyzją o niemal całkowitym zakazie aborcji stworzyło możliwość wyartykułowania całego szeregu gromadzonych frustracji społecznych i tematów. One się kumulowały nie tylko w czasie pandemii, ale też w czasie ostatnich kilku, kilkunastu lat. Od III po tzw. IV RP. Wyzwolenie tej energii to już samo w sobie ogromne osiągniecie. Wyzwolił ją temat aborcji, ale bardzo szybko i spontanicznie stworzyło się to, co w filozofii politycznej nazywa się “łańcuchem ekwiwalencji” - poszczególne grupy mogły dołożyć do tego protestu swoje tematy niezależnie od tego, czy i jak ważna jest dla nich kwestia praw kobiet w Polsce.
 

Czy to jest tak, że PiS rzeczywiście nieodwracalnie to pokolenie „stracił”?


Na ulice wyszło pokolenie, które chce zamanifestować sprzeciw wobec skostniałej od 30 lat sceny politycznej, w ogóle całej kultury politycznej. To nawet nie jest już kwestia tego, czy to PiS straciło to pokolenie - ci młodzi ludzie po prostu odmawiają bycia dłużej w sytuacji zniewolenia, zamknięcia w układzie, w którym pokolenie post-solidarnościowe decyduje o ich przyszłości. Sytuacji, w której pięćdziesięciolatkowie z majątkami zbitymi na transformacji roszczą sobie prawo do rozstrzygania, w jakiej Polsce będą żyli dzisiejsi 17, 20 i 30-latkowie. Ten uliczny bunt młodych to wypowiedzenie warunków umowy, której młodzi nigdy nie zawierali, a której konsekwencje ponoszą każdego dnia  I w tym sensie to może być początek trwałej zmiany. Młode pokolenie od dawna domaga się reprezentacji, domaga się co najmniej wysłuchania. Bez skutku - więc w tej chwili domaga się już głównie zaorania wszystkiego. Bardzo trudno byłoby PiS z powrotem „spacyfikować” tych młodych ludzi w sensie mentalnym. Bo fizycznie to jest możliwe, jeśli ma się w ręku cały aparat państwa. Ewidentnie Jarosław Kaczyński w tę stronę zmierza, kiedy naciska na służby by rozprawiły się z protestami. Młode pokolenie już jednak nie zejdzie ze sceny.
 
Pytanie też, na ile protesty są koordynowana siła polityczna, a na ile są spontaniczne. Czy to bardziej „organizacja bez organizacji”?


Tak jak da się wskazać początkowy impuls do protestów, czyli decyzję Trybunału Julii Przyłębskiej, tak też element organizacji i koordynacji jest i jest nim Ogólnopolski Strajk Kobiet. Ale w swojej masie, skali i znaczeniu, te protesty – zwłaszcza w małych miejscowościach – są często bardziej spontaniczne, niż skoordynowane. A już na pewno nie są koordynowane na poziomie politycznym. I inaczej być nie może. Bo to na razie jest przede wszystkim zryw sprzeciwu. To nie jest jeszcze rewolucja. Na razie powiedziałabym, że jest to kontr-rewolucja wobec powolnej, pełzającej rewolucji konserwatywnej, jaką od lat sączy w Polsce prawica. Prawica, która nienawidzi kobiet, ale która też nie rozumie młodych, boi się silnej Europy i tak dalej. To jest wyrażenie oporu przed wywracaniem przez PiS fundamentów, jak prawa człowieka, praworządność, miejsce Polski w Europie.

W Zjednoczonej Prawicy są ludzie, którzy – jak Zbigniew Ziobro – powiedzieli, że trzeba toczyć wojnę o  polską dusze. Co dalej?

Ha! To jest najlepsze pytanie. To, co teraz widzimy na ulicach to  kontr-rewolucja wobec rewolucji IV RP. Prawdziwa zmiana przed nami.  Ale tą zmianą nie będzie restauracja III RP i powrót do post-transformacyjnego ładu. Szalenie ważny jest tu kontekst pandemii i kryzysu gospodarczego. W tym kryzysie, jeszcze zanim zaczęły się protesty uliczne, dochodzi do rozliczenia za jednym zamachem z III i z IV RP. Do rozliczenia z narodowym kapitalizmem - i tym bezwzględnym, balcerowiczowskim, i tym rewizjonistycznym, z ludzką twarzą i 500 Plus PiS. Pytanie co dalej, jest więc fundamentalne.
 
 
Z tym się łączy też pytanie, czy protest będzie miał reprezentacje.

Czeka nas kluczowy moment. Spór między restauracją a zmianą. Dziś na ulicach wspólnie maszerują zwolennicy jednego i drugiego. Zarówno młode pokolenie – które chce radykalnej zmiany, jak i pokolenie KOD , które raczej chciałby przywrócić to, co było przed PiS i co PiS zdemontował. To oczywiście uproszczenie, bo zwolennicy jednego czy drugiego mogą być w obu pokoleniach - ale wiadomo, że kroczą dziś koło siebie dwa stanowiska. Tych dwóch stanowisk nie wolno mylić. Na pewno nie może ich mylić lewica. Z perspektywy lewicowej nie chodzi o przywracanie czegokolwiek, tylko o budowę czegoś nowego. Nie o przywrócenie praworządności, tylko zbudowanie jej od nowa i na nowych fundamentach. Nie o odbudowę III RP, a o budowę nowej RP, Nowej Rzeczpospolitej. Dziś, na tym etapie, to jest na razie opór, przeciwko temu co PiS chce zrobić. Jeśli ten opór się utrzyma, to zasadniczym kolejnym krokiem będzie rozstrzygnięcie, jaki ma sens i o co w nim jeszcze chodzi.
 
Czy o powrót do tego co było, czy o zmianę. Ten spór będzie ważny, zasadniczy. Nawet jeśli teraz maszerujemy wszyscy ramię w ramię, to nie wolno nam przeoczyć tego napięcia.


Jakie są Pani zdaniem scenariusze?


Możliwości są trzy: albo Kaczyńskiemu uda się utrzymać projekt IV RP i kontynuować kurs w prawo, w kierunku represyjnego państwa kapitalistycznego, albo paliwo protestów przepali się na odtworzenie tego, co było, czyli brutalnego neoliberalizmu, gdzie każdy jest pozostawiony sam sobie, albo - i to jest trzecia opcja - uda się połączyć potencjał protestów i kryzysu, doprowadzić do zmiany nie tylko władzy, ale i porządku społeczno-gospodarczo-politycznego.  Zbudowania na gruzach kryzysu i pożodze społecznego gniewu fundamentów nowego, silnego, europejskiego państwa. Państwa wolności i bezpieczeństwa zarazem. Taka zmiana to nie tylko korekta kursu. Bo tu korekta nie wystarczy. Kryzys pokazał nie tylko słabości państwa narodowego, ale i ideologii neoliberalnej. Nowa RP musiałaby być zbudowana na zupełnie nowych fundamentach. Sprawiedliwości społecznej, praw pracowniczych, samorządności, nowych zasad redystrybucji i podatków. Bez konkordatu, bez uprzywilejowania korporacji. Bez ograniczeń praw kobiet i mniejszości. Z odpowiedzialnością za przyszłość, za klimat i planetę, z solidarnością europejską - np. europejską płacą minimalną - i misją budowania silnej Europy na globalnej mapie. Z dowartościowaniem pracy, szczególnie tej społecznie użytecznej. Z siecią socjalnego wsparcia, choćby w postaci bezwarunkowego dochodu podstawowego. Takie silne państwo byłoby silne siłą bezpieczeństwa i opieki, a nie kontroli i inwigilacji – jak teraz.
 
Co teraz się politycznie wydarzy, na krótszą metę? Jaką politykę widać?


Tu i teraz politycznie ważne jest utrzymanie, podtrzymanie energii, która została wyzwolona. Utrzymanie przynajmniej tego oporu, tak aby władzy nie udało się go złamać. Dlatego wszystkie społeczne, obywatelskie działania i inicjatywy są ważne i należy się im wsparcie - czy to jest demonstracja, czy zbiórka podpisów, czy cokolwiek innego. Jednocześnie Lewica jako siła parlamentarna, a przede wszystkim lewica jako środowisko polityczne i społeczne, powinna budować fundamenty do tego nowego ładu. By, kiedy przyjdzie moment, ludzie mogli dokonać wyboru. I odpowiedzieć sobie na pytanie, nie tylko przeciwko czemu, ale też o jaka nowa rzeczywistość walczą.